Elektronik - za nami 15 lat obecności na rynku!

| Gospodarka Artykuły

Pierwszy numer "Elektronika" z czerwca 1997 roku miał 52 strony i na krajowym rynku prasy specjalistycznej wyróżniał się tym, że na okładce miał wydrukowane zapowiedzi najważniejszych tekstów z wydania. Do dzisiaj taka formuła stylu gazetowego w polskich miesięcznikach jest unikalna i stała się trwałym wyróżnikiem tej publikacji. 15 lat temu podobny styl miał wydawany w Niemczech dwutygodnik "Markt und Technik" i wydawca liczył, że w niedługim czasie "Elektronik" też stanie się dwutygodnikiem informacyjnym.

Elektronik - za nami 15 lat obecności na rynku!

Pierwszy numer "Elektronika" z czerwca 1997 roku

Na rynku brakowało prasy branżowej, która odgrywałaby rolę pulsu branży informującego o aktualnych wydarzeniach, a Internet był jeszcze zbyt mało popularny, aby mógł taką rolę podjąć. Istniejące w Polsce wówczas tytuły branżowe o elektronice nie zajmowały się też aktualnościami i zagadnieniami związanymi z rynkiem, można więc powiedzieć, że pismo wykorzystało istniejącą lukę informacyjną na rynku prasy fachowej.

Co więcej, w założeniu "Elektronik" miał być magazynem utrzymującym się z reklam, oferowanym głównie w prenumeracie dla specjalistów za minimalną odpłatnością. Taki model biznesowy miała wówczas prasa amerykańska, jak "EDN" lub "Electronic Design" i wydawało się, że jest to słuszny kierunek rozwoju. Plany dotyczące dwutygodnika zostały szybko zweryfikowane, gdyż potencjał reklamowy w kraju był za słaby na 25 wydań w roku, a na dodatek w branży działo się zbyt mało i tempo miesięczne spokojnie wystarczało na publikację.

Rozwój Internetu również spolaryzował znaczenie poszczególnych mediów - wydawanie dwutygodnika straciło sens, gdyż pilne informacje najlepiej przekazywać online, a szczególnie ważne, kompleksowe, merytorycznie pogłębione opracowania, to domena miesięcznika. Dlatego zamiast wydawać dwutygodnik skupiliśmy się na stworzeniu silnego portalu internetowego www.elektronikaB2B.pl.

"Elektronik" działa do dzisiaj w formule miesięcznika, ale cały czas okładka ma styl gazetowy i wydaje się, że dzisiaj, po 180 wydaniach, jest to jeden z najbardziej charakterystycznych elementów tego tytułu. Pierwszy numer zapowiadał na okładce "Świetlaną przyszłość elektroniki w Polsce", czyli perspektywę szybkiego wzrostu obrotów z 2 mld dolarów w 1996 roku aż do 14 mld w 2005 roku. Tempo rozwoju rynku miało wynosić do 25% rocznie. Czy te zapowiedzi się sprawdziły?

Świetlana przyszłość

Wydaje się, że byliśmy wówczas trochę zbyt dużymi optymistami. Nie wiedzieliśmy wówczas, że kilka lat później branża mocno ucierpi na skutek kryzysu, który osłabił tempo rozwoju rynku na całym świecie. W 2005 roku produkcja w polskim przemyśle elektronicznym wyniosła około 17 mld złotych, czyli w dolarach tylko 5 mld. Największy błąd naszych szacunków dotyczył chyba tego, że duża część z prognozowanego wzrostu przypisana została rynkowi IT i komputerów osobistych (60%).

Tymczasem znaczenie rynku PC wraz z rozwojem elektroniki mobilnej systematycznie maleje, rynek komputerowy szybko się też nasycił i od wielu lat nie jest już kołem napędowym dla naszej branży. Obecnie udział sprzętu komputerowego w strukturze rynku elektronicznego w Polsce pod względem wartości to niecałe 30%, komponenty i części elektroniczne tworzą ok. 20%, a reszta to głównie elektronika konsumencka.

Warto jednak zauważyć, że bez względu na liczby bezwzględne Polska elektronika rozwijała się w tym okresie w niezłym tempie. Dwa lata później sprzedaż w sektorze elektronicznym stanowiła około 2,2% obrotów w całym polskim przemyśle, a wartość polskiego rynku elektronicznego to około 7,3 mld euro, podczas gdy wartość produkcji sprzedanej polskiego przemysłu elektronicznego to około 4 mld euro.

Warto także zwrócić uwagę, że wartość polskiego eksportu w latach 1995-2007 wzrosła prawie 19-krotnie, przekraczając 8,5 mld dol. w 2007 r. W tym samym czasie import wzrósł jedynie 7-krotnie, przekraczając wartość 13 mld dol. To dlatego, że w latach 1997-2005 Polska stała się europejską potęgą w produkcji odbiorników telewizyjnych.

Do 2004 roku najważniejszymi inwestorami w sektorze elektronicznym w ramach produkcji były zakłady Thomson Multimedia (w 2004 r. część Thomsona produkująca odbiorniki TV została w 75% sprzedana firmie chińskiej), Philips (w 2004 r. fabryka produkująca odbiorniki TV w Kwidzynie została sprzedana firmie amerykańskiej), LG Electronics, Daewoo Electronics, trzej producenci sprzętu telekomunikacyjnego: Siemens, Alcatel, Lucent Technologies, zaś w ramach usług telekomunikacyjnych: France Telecom i Vivendi.

Spory udział w obrotach miały w tym okresie też firmy zajmujące się montażem elektronicznym na zlecenie, np. Kimball Electronics, Jabil Circuit, Flextronics i Sofrel. Cały czas polska elektronika opiera się głównie na mikroprzedsiębiorstwach. W 2009 roku w przemyśle elektronicznym w Polsce w sferze produkcji było łącznie 7115 firm, z czego aż 6670 to mikroprzedsiębiorstwa o zatrudnieniu do 9 osób.

Jednakże największe zatrudnienie (ok. 54% pracowników) przypada na przedsiębiorstwa duże (powyżej 250 pracowników). Łącznie w produkcji w przemyśle elektronicznym zatrudnionych jest ponad 40 tys. osób. Niewielki jak do tej pory udział elektroniki w tworzeniu PKB (1,6% w 2007 roku) oraz udział wyrobów elektronicznych w całości sprzedaży wyrobów w Polsce (2,2% w 2007 roku) wskazują na ogromny potencjał do rozwoju rynku elektronicznego w Polsce.

Mówiła o tym przyjęta przez rząd w 2005 roku "Strategia dla przemysłu elektronicznego do 2010 roku", podają to także liczne dokumenty i analizy. Z pewnością krajowa elektronika przez ostatnie 15 lat zrobiła wielki krok naprzód i zmieniła się jakościowo, ale zapowiadana w pierwszym numerze "świetlana przyszłość" chyba nadal jest jeszcze przed nami.

Rys. 15 lat Elektronika w liczbach

Fabryka Motoroli w Krakowie

Drugim ważnym newsem z pierwszego wydania była spekulacja, czy w Krakowie powstanie fabryka półprzewodników Motoroli. Takie sygnały pojawiały się w tamtym okresie i trafiały na podatny grunt oczekiwań specjalistów, którzy dobrze pamiętali jeszcze czasy, gdy na warszawskim Służewcu działała CEMI i Tewa. Osoby te w naturalny sposób wiązały rozwój elektroniki z produkcją w kraju podzespołów, przede wszystkim półprzewodników i oczekiwały, że jest szansa na takie odrodzenie.

Zresztą 15 lat temu na rynku produkcji układów scalonych każdy szanujący się producent miał swoją fabrykę chipów. Model fabless, t.j. formuła producenta projektującego układy scalone i zlecającego ich produkcję do "silicon foundry" (przykładem fabless była firma Altera), był wówczas postrzegany jako byt odmienny i dziwny, bo zapewne te pierwsze firmy, które były w stanie produkować układy scalone bez własnej fabryki, wydawały się czymś mało stabilnym i nietrwałym.

Niemniej z uwagi na koszty biznes związany z produkcją półprzewodników zaczął szybko wędrować na Daleki Wschód, a z zapowiadanej fabryki w Krakowie, inwestycja Motoroli została ograniczona do uruchomienia zakładu montażu i pakowania gotowych struktur w czeskich zakładach firmy Tesla. Co więcej, kilka lat później Motorola wydzieliła ze swoich struktur półprzewodniki do nowej firmy ON Semiconductor, aby lepiej skupić się na telefonach komórkowych i telekomunikacji.

Dzisiaj nikt już nie oczekuje, że będziemy produkować układy scalone w sensie fizycznym, mając w kraju fabrykę. W międzyczasie świat w tym względzie się tak zmienił, że do produkcji chipów wystarczą silne komputery, oprogramowanie i zdolni inżynierowie, co udowadniają Evatronix, Digital Core Design i kilka innych firm.

Wytwarzamy też w Polsce specjalistyczne materiały półprzewodnikowe: krzem, azotek galu, fosforek indu, przez co chyba już nikt nie żałuje, że Motorola nie wybudowała w Krakowie fabryki.

Krajowy rynek dzisiaj

Krajowa elektronika dzisiaj ma charakter niszowy i specjalistyczny, przez co jej potencjał finansowy i inwestycyjny nie jest duży. Wiele zmian na lepsze opartych zostało na funduszach i programach wsparcia z UE i w zasadzie jest to jedyne źródło pomocy dla branży. Mimo około 20 lat funkcjonowania w nowych realiach gospodarczych elektronicy nie doczekali się żadnego istotnego wsparcia ze strony kolejnych rządów, co jest standardem na Tajwanie lub w Korei.

Jedyne, na co można liczyć, to ulgi w podatkach związane z tworzeniem miejsc pracy, ale nie da się ukryć, że taka pomoc jest ograniczona w zasadzie do dużych firm zagranicznych, które chcą zainwestować w naszym kraju. Dla firm krajowych, z reguły mniejszych, wsparcia poza funduszami raczej nie ma.

Duże firmy najczęściej liczą na tanią i kompetentną kadrę inżynieryjną, a nie na przekazywanie know-how do lokalnego rynku, przez co krajowa branża może rozwijać się w zasadzie tylko drogą organicznej i tym samym powolnej ewolucji. Nic więc dziwnego, że kryzys, jaki zaczął się na świecie z końcem 2008 roku, ponownie wzbudził wiele obaw o to, czy nie zachwieje to stabilnością. Szczęśliwie wydaje się, że te obawy były niepotrzebne.

Wyniki badań rynku w redakcyjnych ankietach wysyłanych przez nas co miesiąc przy okazji raportu jednoznacznie wskazują na dobre warunki do prowadzenia biznesu, a wzrosty obrotów sięgają średnio kilkunastu procent w skali roku. Oby ta korzystna sytuacja utrzymała się do końca roku, także po zakończeniu Euro 2012, a najlepiej przez kolejne 15 lat!

Prasa branżowa dzisiaj i jutro

Współczesne media branżowe, takie jak "Elektronik", przez cały czas dążą do tego, aby być głosem branży i medium dostarczającym aktualnych wybranych i najważniejszych informacji. O ile kiedyś do tej roli wystarczało jedynie wydanie papierowe, a dyskusja dotyczyła tylko tego, czy mamy wydawać miesięcznik czy dwutygodnik, o tyle dzisiaj liczy się kompleksowość.

Rynek jest w długotrwałej fazie zmian w zakresie nośników mediów i aktualnie wydawcy prasy branżowej starają się zapewnić każdy kanał komunikacji z czytelnikami. Redakcja "Elektronika" również rozszerzyła się o redakcję portalu www.elektronikaB2B.pl, zawierającego katalog firm, zakładki firmowe rejestrujące wszystkie bieżące sprawy branży na poziomie poszczególnych firm oraz codzienny niusletter.

Niestety współcześni inżynierowie to pracownicy będący pod bardzo silną presją. Przede wszystkim czasu, bo ciągle słyszy się, że coś w projektowaniu trzeba przyspieszyć i skrócić. Po drugie praca projektantów staje się coraz trudniejsza, co wynika z rosnącego skomplikowania technologii. W efekcie brakuje im chronicznie czasu, informacje docierają z opóźnieniem i wiele z nich trzeba powtarzać przez długi czas, aby się utrwaliły.

W takiej sytuacji media branżowe, na których barkach spoczywa m.in. ciężar selekcji informacji, wydają się szczególnie przydatne. Oczywiście media się zmieniają, niemniej można być pewnym, że zapotrzebowanie na fachową informację branżową będzie zawsze, bez względu na kanał komunikacji i nośnik.

Robert Magdziak