Instalacja PV na miarę
| FotowoltaikaJakie korzyści oznacza posiadanie własnej mikroelektrowni słonecznej? Jak można się rozliczać za prąd? Jakie są przywileje i ograniczenia dla prosumenta? Na jakie zapisy w umowie z dostawcą prądu trzeba zwrócić uwagę? Jak duża instalację warto wykonać? Ile będzie ona kosztować i na jakie dopłaty możemy liczyć?
Fotowoltaika to chyba największy przebój rynku budowlanego ostatnich lat. Zakładające takie instalacje firmy wyrastają jak grzyby po deszczu, zaś akcje giełdowych spółek z tej branży notują rekordowe wzrosty. Wszystko za sprawą ogromnego zainteresowania takimi instalacjami, które napędzają cztery czynniki:
- obawa przed wzrostem cen energii;
- wprowadzenie korzystnego systemu rozliczeń za energię oddawaną i pobieraną z sieci (bilansowanie);
- spadek cen paneli i instalacji w ciągu ostatnich lat;
- rządowy program dopłat do budowy nowych instalacji „Mój Prąd”.
Jednak podążać wyłącznie za modą i ślepo wierzyć w marketingowe obietnice to bardzo zły pomysł. I najprostszy sposób, żeby wydać sporo pieniędzy, a potem przeżyć rozczarowanie. Dlatego niezbędna jest pewna wiedza o funkcjonowaniu systemów fotowoltaicznych. Zarówno o ich możliwościach i ograniczeniach, jak też o sposobie rozliczania za energię itd. Tylko wówczas będziemy w stanie podjąć racjonalną decyzję, ocenić czy nasze oczekiwania mogą zostać spełnione.
Co daje fotowoltaika?
Jakie korzyści możemy mieć z własnej mikroelektrowni słonecznej? Przede wszystkim należy uprzedzić czego niemal na pewno mieć nie będziemy. Nie staniemy się niezależni od sieci energetycznej i dostaw prądu z elektrowni, w każdym razie nie w domu użytkowanym całorocznie. W naszym klimacie takie funkcjonowanie zupełnie poza systemem jest możliwe jedynie w domkach rekreacyjnych, nie użytkowanych w zimie. I to niezależnie od tego ile akumulatorów kupimy. I tak nie będziemy w stanie zgromadzić na zapas dość energii, żeby normalnie funkcjonować zimą. Chyba że jesteśmy fanami survivalu, albo życia jak przed 100 laty – niemal bez urządzeń elektrycznych. Chociaż, z pewnymi ograniczeniami, możliwe jest uniezależnienie się od sieci w domku letniskowym lub wykorzystanie fotowoltaiki do stworzenia systemu zasilania rezerwowego (tylko wybranych urządzeń) w domu jednorodzinnym. Ale to zupełnie inna skala poboru energii.
Panele PV pomogą nam natomiast uniezależnić się finansowo od dostawców energii, osiągnąć stan, w którym ewentualna podwyżka cen przestanie być dla nas odczuwalna. Rachunki za prąd mogą spaść niemal do zera. Dlaczego tylko „niemal”? Bo i tak nie uciekniemy od pewnych opłat stałych, wynikających z umowy z dostawcą energii. Rzecz polega na tym, że obecnie obowiązujące rozwiązania prawne dają nam możliwość przekazywania nadwyżek energii do sieci, a następnie odbierania ich. Co bardzo ważne, możemy to zrobić nawet kilka miesięcy później. Traktujemy więc sieć energetyczną jak ogromny akumulator. Dzięki temu w cyklu rocznym możemy ostatecznie osiągnąć zerowy bilans. Faktycznie pobieramy energię z sieci, ale nie płacimy za nią, bo równoważy ją ilość przekazana uprzednio przez nas, gdy mieliśmy nadwyżki. Z takiego sposobu funkcjonowania płyną zasadnicze wnioski:
- przekazanie energii do sieci nigdy nie jest dla nas źródłem zysku w sensie ścisłym, bo nie dostajemy żadnych pieniędzy, ale daje oszczędności (sami wydajemy mniej);
- nie opłaca się nam oddawać zbyt wiele energii do sieci, górną granicą w cyklu rocznym jest zerowy bilans, jeżeli oddamy więcej to nadwyżka i tak nam przepadnie;
- powinniśmy dostosować wielkość instalacji do powyższego warunku, inaczej za jej wykonanie zapłacimy więcej, z czego nie będziemy mieć żadnych dodatkowych korzyści.
W świetle tego co napisano powyżej widać, że zasady rozliczania za energię oddawaną i pobieraną z sieci to zasadniczy element determinujący opłacalność i w ogóle sens całej inwestycji.
Przede wszystkim musimy być tzw. prosumentem w rozumieniu przepisów ustawy OZE. W największym skrócie, w przypadku domu jednorodzinnego prosument to właściciel takiego budynku, jednocześnie będący zarówno producentem jak i konsumentem energii elektrycznej. Przy czym musi zużywać energię tylko na własne, prywatne potrzeby. Nie może jej komuś odsprzedawać, ani też zużywać jej na potrzeby działalności gospodarczej (jeśli taką prowadzi). Są więc ogrania, ale i bardzo istotne przywileje.
Po pierwsze, mamy zagwarantowane prawo do przekazywania nadwyżek energii, a następnie odbierania ich z sieci. O ile tylko moc naszej mikroinstalacji nie jest wyższa niż moc przyłączeniowa określona w umowie z zakładem energetycznym. W praktyce nie ma z tym problemu w domach jednorodzinnych, bo typowa moc to 12–15 kW, a moc instalacji PV bardzo rzadko w takich obiektach przekracza 10 kW.
Po drugie, za 1 kWh oddaną do sieci energii możemy następnie pobrać 0,8 kWh. Ta 20% różnica to rekompensata dla przedsiębiorstwa energetycznego za obsługę. Bo my w takim układzie nie ponosimy już kosztów (np. za przesył). Tak naprawdę jest to bardzo korzystny układ dla prosumenta, bo ładując akumulatory, a następnie czerpiąc z nich energię straciłby jeszcze więcej. Nie mówiąc już o tym, że najpierw musiałby na nie niemało wydać, wygospodarować miejsce, obsługiwać je, a po kilku latach wymienić. Uwaga taka proporcja obowiązuje w przypadku instalacji do 10 kWp, jeżeli ta jest wyższa, to możemy odebrać już tylko 70%. To jeden z powodów, dla których domowe instalacje nie przekraczają raczej 10 kWp. Ten sposób rozliczania oficjalnie nosi nazwę systemu opustów, jednak częściej używa się pojęć rozliczanie bilansowe lub net-metering.
Po trzecie, wymiana licznika na dwukierunkowy, czyli taki, który będzie w stanie zliczać zarówno energię pobieraną jak i oddawaną, jest obowiązkiem zakładu energetycznego i my nie ponosimy związanych z tym kosztów. Przy czym części już używanych, elektronicznych liczników nie trzeba wymieniać. One mogą już pracować w takim trybie.
To na jakich zasadach się rozliczamy ostatecznie określa umowa zawarta z przedsiębiorstwem energetycznym. Co bardzo ważne, musi to być koniecznie tzw. umowa kompleksowa, czyli regulująca zarówno opłaty za samą energię, jak i za jej przesył. Mając dwie odrębne umowy nie możemy skorzystać z przywilejów należnych prosumentom. To zresztą logiczne, bo jak wówczas zrekompensować koszty obsługi obydwu firmom? W takiej sytuacji pozostaje zawrzeć umowę kompleksową z kimś innym. Na szczęście, nie jest to zbyt często występujący problem, bo zdecydowana większość indywidualnych odbiorców energii zawarła właśnie umowy kompleksowe.
Umowa musi mieścić się w ramach reguł przewidzianych ustawą. Powszechnie obowiązuje więc przelicznik 0,8 kWh energii pobranej za 1,0 kWh energii przekazanej do sieci. Ponadto zgodnie z ustawą okres rozliczeniowy nie może przekroczyć 1 roku, czyli bilansujemy ilość energii pobranej i oddanej maksymalnie w ciągu roku, ewentualnie dopłacając za zużycie. Ale okres ten może też być krótszy. Co dla prosumenta jest potencjalnie bardzo niekorzystne. Dlatego trzeba starannie sprawdzić odpowiednie zapisy umowy. Ewentualnie okres rozliczeniowy może być krótszy, ale z zastrzeżeniem, że nasza nadwyżka przechodzi na kolejne okresy rozliczeniowe, tak żebyśmy ostatecznie rozliczali się i tak w cyklu rocznym. Dlaczego to takie ważne? Przyjrzyjmy się prostemu przykładowi. Załóżmy, że okres rozliczania wynosiłby 3 miesiące, a nadwyżka by przepadała. Wtedy, licząc od początku roku do końca marca, mamy spore zużycie, lecz niewielką produkcję z mikroelektrowni. Nasz rachunek będzie więc wysoki. Za to w kolejnych miesiącach będzie on malał, a w sezonie wiosenno-letnim najpewniej wypracujemy sporą nadwyżkę. Która nam przepadnie z racji krótkiego okresu rozliczeniowego! A późną jesienią i zimą (kwartał od października do grudnia) znów będziemy słono płacić.
Pułapką może być też niekorzystny sposób rozliczania, gdy korzystamy z tzw. drugiej taryfy, najczęściej oznaczanej G12. Przypomnijmy, że wtedy płacimy taniej za energię wykorzystywaną w godzinach nocnych (najczęściej od 22.00 do 6.00) oraz w środku dnia (od 13.00 do 15.00). Za to w pozostałych godzinach jest drożej niż przy rozliczaniu w podstawowej, jednostrefowej taryfie (G11). W tym przypadku, żebyśmy na tym nie tracili, nadwyżka wypracowana za dnia powinna być odejmowana od nocnego zużycia energii. Śmiało możemy bowiem założyć, że osoby decydujące się na dwustrefowe rozliczanie większość energii zużywają w godzinach nocnych – korzystając z pieców akumulacyjnych, podgrzewając zapas ciepłej wody na całą dobę itp. Co się stanie, jeżeli dzienna nadwyżka nie będzie przechodzić na godziny nocne? Za prąd zużywany nocą zapłacimy niemal tyle samo, co kiedy nie mieliśmy paneli PV. Bo uzysk energii z nich w godzinach obowiązywania niższych opłat będzie niewielki (głównie w tym „okienku” w środku dnia, trochę z rana wiosną i latem). Za to wytworzona za dnia nadwyżka obniży nasze rachunki za prąd zużywany w tych godzinach, ale znaczna jej część najpewniej przepadnie.
Tak więc, bardzo uważnie sprawdźmy jak sformułowano umowę.
Jak działa instalacja fotowoltaiczna?
Warto znać podstawowe zasady funkcjonowania fotowoltaiki, tym bardziej, że mając już istniejący, użytkowany dom i zagospodarowaną w określony sposób działkę to my musimy dostosować się z nią do zastanych warunków. Pod tym względem swoboda manewru jest znacznie mniejsza niż przy planowaniu domu od zera. Nie zmienimy już jego lokalizacji na działce, kształtu i nachylenia dachu, żeby stworzyć lepsze warunki dla energetyki słonecznej.
Instalacja PV dostarcza nam prąd elektryczny, to dzisiaj wie już chyba każdy. Jednak trzeba od razu zastrzec, że ona sama nie jest źródłem energii. Panele jedynie zmieniają energię światła słonecznego na prąd. Nigdy o tym fakcie nie zapominajmy, bo determinuje on sposób działania systemu PV. A nawet funkcjonowanie naszej domowej mikroelektrowni w powiązaniu z siecią energetyczną, czy jej użyteczność zależnie od pory roku oraz doby. Najkrócej mówiąc, to intensywność promieniowania słonecznego jest w tym wszystkim najważniejsza. Bez niego system nie ma racji bytu, staje się niewydolny.
Zacienienie instalacji PV
Zastanawianie się, czy i ile paneli warto założyć, musimy zacząć od sprawdzenia czy dysponujemy miejscem dobrze nasłonecznionym, wolnym od cienia rzucanego przez budynki, kominy, drzewa lub cokolwiek innego. Bowiem zakładanie paneli od północy (brak bezpośredniego nasłonecznienia), czy w miejscu stale zacienionym nie ma sensu. Instalacja, oczywiście, będzie dawać prąd, ale o wiele mniej niż wynosi jej nominalna moc. A to podważa opłacalność inwestycji.
Trzeba też uprzedzić, że panele są bardzo wrażliwe na częściowe zacienienie. W starszych konstrukcjach cień lub zasłonięcie niektórych ogniw (przez opadłe liście czy śnieg) mógł doprowadzić nawet do ich fizycznego uszkodzenia. Nowsze są już przed tym zabezpieczone, ale i tak uzysk energii spada. Trzeba więc starannie przeanalizować, czy do wybranego miejsca nie sięga cień rzucany przez drzewa, komin itp. Należy przy tym uwzględnić zmiany pozycji słońca zależnie od pory roku oraz doby. Weźmy też pod uwagę, czy nie zagraża im cień rzucany przez wciąż rozrastające się w pobliżu drzewa. W końcu jest to instalacja zaplanowana na kilkadziesiąt lat działania, a na świerki rosnące na działce sąsiada (teraz jeszcze małe) nic nie poradzimy.
Panele fotowoltaiczne a strony świata
Wspomnieliśmy już, że nie ma sensu zakładać paneli od strony północnej, ze względu właśnie na słabe nasłonecznienie. Najlepsze jest skierowanie ich wprost na południe. Jednak odchylenie na wschód lub zachód w dość szerokim zakresie, do około 50°, także jest dopuszczalne. Chociaż uzysk energii spadnie odczuwalnie, nawet o 20%. Dalsze odchylenie od optymalnego kierunku południowego to jeszcze większa strata.
Przy tym raczej staramy się unikać ustawiania poszczególnych paneli na różne strony świata, np. układania ich na przeciwnych połaciach dachu. Można to zrobić tylko jeżeli każda taka grupa będzie osobno podłączona do falownika (jako tzw. string), ewentualnie w instalacji będzie kilka mikrofalowników, zamiast jednego o dużej mocy. Nie każdy falownik w ogóle jest do takiej pracy przystosowany, a jeśli nawet to liczba stringów jest różna w poszczególnych modelach. Cała rzecz w tym, że odmienna orientacja paneli oznacza zupełnie inne warunki pracy w danym momencie. Jeden może przecież znajdować się w pełnym słońcu, drugi zaś w cieniu. Połączone razem będą działać fatalnie i dostarczać znacznie mniej mocy.
Nie wydaje się też specjalnie uzasadnione zakładanie części paneli od wschodu, części zaś od zachodu, w nadziei, że da to bardziej równomierny uzysk energii w ciągu całego dnia. W prawdzie faktycznie tak będzie lecz ostatecznie pożytek z tego i tak będzie niewielki. Miałoby to sens, gdybyśmy większość wyprodukowanej energii zużywali od razu, w domu, w momencie jej wytworzenia. Wtedy swoista równomierność zasilania byłaby istotnym atutem. Jednak w praktyce w domach jednorodzinnych nawet 4/5 wytworzonej energii trafia do sieci. Potem zaś ją odbieramy. Tak więc, takie dobowe wyrównanie krzywej uzysku nie zmieni zbyt wiele. Więcej sensu ma zwykle takie ustawienie paneli, żeby dawały jak najwięcej energii w skali całego roku. Różną orientację paneli w jednej instalacji należy raczej postrzegać jako pewną konieczność, wymuszoną chociażby kształtem dachu.
Kąt nachylenia paneli fotowoltaicznych
W naszej strefie klimatycznej za optymalny kąt nachylenia ogniw PV uznaje się 35°. Optymalny, bo dający największy uzysk energii w skali roku. Jednak nieduża zmiana 10° mniej lub więcej nie ma istotnego wpływu na działanie systemu. W małych domowych instalacjach nie praktykuje się też raczej zmieniania kąta nachylenia wraz z porą roku – bardziej poziomo latem. a bliżej pionu zimą. Wprawdzie dałoby to pewien zysk, bo kąt padania promieni słońca byłby korzystniejszy (bliższy kąta prostego), lecz nie rekompensuje to wad tego rozwiązania. Przede wszystkim ruchomy system mocowania to rozwiązanie bardziej skomplikowane, droższe, potencjalnie bardziej awaryjne i wymagające obsługi. Może mieć sens w dużych elektrowniach słonecznych, i tak nadzorowanych przez wykwalifikowany personel, lecz kto ma o to dbać w domu jednorodzinnym? Stąd takie układy nie zdobyły popularności, pozostając raczej ciekawostką dla pasjonatów. Jeżeli już, to spotyka się takie ruchome systemy, gdzie panele mocowane są na osobnych konstrukcjach wsporczych, ustawianych na gruncie lub płaskim dachu. Tam są najłatwiej dostępne, a i dopuszczalny zakres ruchu może być bardzo duży. Co raczej trudno to sobie wyobrazić w przypadku paneli leżących na dachu.
Reasumując, kilka czynników związanych z lokalizacją paneli ma zasadniczy wpływ na to, czy zakładanie mikroelektrowni słonecznej będzie w ogóle miało sens. Są to:
- nasłonecznienie;
- ewentualne zacienienie (bardzo niepożądane);
- orientacja względem stron świata;
- kąt nachylenia paneli (w mniejszym stopniu).
Dlatego rzetelny przedstawiciel firmy przygotowującej ofertę powinien szczegółowo sprawdzić jakie warunki zapewnia dom i działka. Dopiero w zależności od tego zaproponować określona wielkość instalacji i prognozować jaki będzie uzysk energii. Bez uwzględnienia tych czynników, biorąc pod uwagę tylko nominalną (teoretyczną) moc paneli, przedstawi nam ofertę, której parametry mogą nijak nie przystawać do rzeczywistości. W takiej sytuacji także wszelkie prognozy oszczędności i czasów zwrotu inwestycji będą bezwartościowe.
Wielkość naszej instalacji to kluczowa sprawa. I to zarówno, jeżeli rozumiemy przez to:
- moc zainstalowaną;
- roczny uzysk energii,
- powierzchnie zajmowana przez panele.
Pisaliśmy już o tym, że jako prosumenci mamy zagwarantowany odbiór nadwyżek energii z naszej mikroinstalacji tylko wówczas, jeżeli moc zainstalowana naszej instalacji nie przekracza mocy umownej zapisanej w umowie zawartej z przedsiębiorstwem energetycznym. I zwykle nie ma z tym problemu, bo domy ta moc współczesnych domach jednorodzinnych to zwykle 12–15 kW, czyli wyraźnie więcej niż moc typowej mikroelektrowni słonecznej. Ale w bardzo starych domach moc umowna może być wyraźnie mniejsza. Ponadto mogą one mieć przyłącze jednofazowe. Co dodatkowo ograniczy ewentualną moc systemu PV. W niektórych przypadkach chęć założenia paneli może więc oznaczać konieczność uprzedniego zawarcia nowej umowy z zakładem energetycznym oraz zbudowania nowego przyłącza. Bo pół biedy jeżeli wystarczy zmienić tylko moc w zawartej umowie, zaś przyłącze, czyli przewody łączące nasz dom z siecią, są wystarczające, żeby znieść dodatkowe obciążenie. Gorzej, jeżeli trzeba wymienić je na nowe, o większym przekroju. To oznacza nie tylko formalności i koszty, ale i stracony czas. Sporadycznie zdarza się też tak, że przyłącze jest odpowiednie, ale jego końcowy element, tzw. złącze (zwykle skrzynka z licznikiem) znajduje się w linii ogrodzenia, albo przy słupie stojącym na działce. Zaś pomiędzy złączem i budynkiem ułożono już kabel o niewielkim przekroju, zbyt słaby, żeby obciążyć go mocą z planowanej elektrowni słonecznej. Wtedy trzeba ułożyć nowy (najlepiej jako drugi, pozostawiając dotychczasowy).
Z kolei roczny uzysk energii nie powinien przewyższać jej zużycia więcej niż o kilkanaście procent. Tu chodzi o ekonomię – dalsza rozbudowa wymaga poniesienia niemałych kosztów, a nie daje nam już korzyści. Wszystko dlatego, że za oddaną do sieci, a nie zużytą następnie nadwyżkę energii nie dostaniemy ani grosza. W tej sytuacji lepiej poszukać innego sposobu na wydanie pieniędzy.
Oczywiście powinniśmy uwzględnić ewentualny wzrost zużycia energii elektrycznej w naszym domu. Jeżeli w ramach prac modernizacyjnych planujemy np. montaż kuchenki elektrycznej, klimatyzatorów, pompy ciepła do centralnego ogrzewania lub pompy ciepła przeznaczonej tylko do c.w.u. zapotrzebowanie na nią wzrośnie. Choćby nasz dom miał być po zmianach ogólnie bardziej energooszczędny (np. spalimy mniej węgla), to w tym przypadku interesuje nas tylko zapotrzebowanie na prąd. Trzeba od razu przestrzec, że zużycie prądu i zapotrzebowanie na moc to dwie różne sprawy. Sam fakt założenia jakichś urządzeń o dużej mocy nie musi jeszcze oznaczać, że wzrośnie zużycie energii w długim okresie. A w przypadku fotowoltaiki liczy się dla nas cykl roczny. Najprostszy przykład to elektryczne podgrzewacze wody – pojemnościowe (ze zbiornikiem) i przepływowe. Typowa moc grzałki w tych pierwszych, nawet o pojemności przeszło 100 l, nie przekracza 2 kW. Natomiast przepływowy może mieć moc ponad 20 kW. Ale to jeszcze nie znaczy, że będzie on zużywał więcej prądu. Ostatecznie oba podgrzewacze zużyją jej tyle samo, zależnie od tego jak duże będzie zużycie ciepłej wody i jej temperatura. To z pozoru logiczne skojarzenie wysokiej chwilowej mocy urządzeń z dużym zużyciem energii, wiele osób prowadzi na manowce. Zasada zaś jest bardzo prosta. Jeżeli grzałkę w czajniku elektrycznym wymienilibyśmy na słabszą, np. 1 kW zamiast 2 kW, to nie stanie się on bardziej energooszczędny. Po prostu tę samą ilość wody będzie podgrzewał dwa razy dłużej.
W modernizowanym domu najlepiej sięgnąć do starych rachunków i dokładnie sprawdzić jak duże było dotychczasowe zużycie energii w cyklu rocznym. Najczęściej to ok. 6000 kWh. Ale pamiętajmy – porównujemy stan licznika, nie zaś zapłacone kwoty! Przecież stawki opłat się zmieniają.
Z bardzo grubym przybliżeniem możemy przyjąć, że 1 kWp mocy zainstalowanej paneli PV daje rocznie ok. 1000 kWh wytworzonej energii. Z zastrzeżeniem, że uzyskamy mniej, jeżeli ustawienie paneli odbiega od optymalnego (wprost na południe), kąt nachylenia nie jest idealny itp. Firma przygotowująca ofertę powinna, uwzględniając te wszystkie czynniki, obliczyć jaki uzysk energii jest u nas realny i jak się to ma do teoretycznego maksimum. Ostatecznie ma to przecież zasadniczy wpływ na koszty pozyskiwania prądu. Trzeba też uprzedzić, że prezentacja danych na temat chwilowego, czy nawet obejmującego miesiąc, uzysku energii, jest bezwartościowa. To wręcz manipulacja. Ilość docierającego do nas promieniowania słonecznego rozkłada się bowiem w sposób skrajnie nierównomierny. I to zarówno w cyklu dobowym jak i rocznym. A wraz z nim drastycznie zmienia się ilość pozyskiwanej energii. Pisaliśmy o tym wielokrotnie w Budujemy Dom, tu przypomnimy tylko, że na trzy miesiące zimowe – grudzień, styczeń i luty – przypada łącznie zaledwie ok. 6% rocznej sumy promieniowania. To daje pewne wyobrażenie o skali problemu.
Na panele o mocy 1 kWp musimy przeznaczyć ok. 5 m². Jednak powierzchnia sama w sobie nie jest najważniejsza. Wszystko zależy od tego jaką ilością miejsca dysponujemy. Dokładniej rzecz ujmując – miejsca o odpowiednich parametrach. W praktyce często się okazuje, że nie ma go wcale dużo, jeżeli od dobrze nasłonecznionej części dachu odejmiemy okna dachowe i odliczymy fragmenty na które pada cień komina, anteny, drzew, lukarny itd. Gdy ilość miejsca jest mocno ograniczona warto zainteresować się panelami o szczególnie wysokiej mocy. Każdy z nich może dawać nawet ok. 400 W. Ma się rozumieć, że w ściśle określonych warunkach testowych. Inny w analogicznej sytuacji da zaś 250 W. Czy w takim razie tego słabszego nie warto kupować? Niekoniecznie, bo o ile nie ogranicza nas miejsce, to warto zrobić przeliczenie ceny za 1 kWp mocy zainstalowanej.
Instalacje fotowoltaiczne przez ostatnie lata wyraźnie potaniały, co jednak nie oznacza, że są tanie. Raczej były bardzo drogie, a teraz są „tylko” drogie. Koszty to w małych systemach od 4000 do 6000 zł/kWp za materiały i robociznę. Im mniejsza instalacja tym generalnie wyższy koszt jednostkowy. Jego część – przede wszystkim robocizna – pozostaje bowiem mniej więcej stała.
Atrakcyjność domowej fotowoltaiki bardzo zwiększają wszelkie formy dofinansowania. W całym kraju funkcjonuje program „Mój Prąd”. Przewiduje on do 3000 zł jednorazowej dotacji do wykonanych instalacji. Przy tym kwota dotacji nie może przekroczyć połowy poniesionych kosztów. Ale instalacja za mniej niż 10 000 zł to rzadkość.
Możemy też zrobić odliczenie od podatku, w ramach ulgi termomodernizacyjnej. Podstawowa stawka to 17% kosztów po odjęciu dotacji – więcej jeżeli wpadamy w wyższy próg podatkowy. Ale pamiętajmy, że zwrot dostaniemy dopiero przy rozliczeniu rocznym, na razie trzeba wyłożyć pieniądze.
Niekiedy lokalnie, zorganizowane przez samorządy, dostępne są korzystniejsze dopłaty niż w ramach programu „Mój Prąd”. Ale uwaga – tych dwóch form wsparcia nie można łączyć. Wybierzmy więc korzystniejszą.
Jednak pamiętajmy, że cena to nie wszystko. Powinniśmy bardzo dokładnie zapoznać się z warunkami każdej oferty. Ponadto trzeba uwzględnić warunki i czas gwarancji, renomę producenta, cenę i jakość pozostałych komponentów (w pierwszym rzędzie falownika). W końcu instalacja fotowoltaiczna to z założenia poważna inwestycja na wiele lat.