Czy instalacja PV się opłaca?
| FotowoltaikaInstalacji PV w ostatnich latach przybywało w błyskawicznym tempie. Złożyło się na to kilka przyczyn – np. obawa przed wzrostem cen energii, uruchomienie programu dopłat "Mój Prąd" oraz korzystny system bilansowego rozliczania za energię oddawaną do sieci. Jednak czy zainwestowanie w fotowoltaikę rzeczywiście się opłaca? I jakich zmian możemy oczekiwać na tym rynku?
Ile energii produkują panele PV?
Możemy przyjąć, że rocznie w polskich warunkach klimatycznych z paneli PV o mocy 1 kWp uzyskujemy ok. 1000 kWh energii elektrycznej. Z zastrzeżeniem, że dotyczy to instalacji o optymalnym ustawieniu względem stron świata, wolnych od zacienienia itp. W praktyce trzeba liczyć się często z nieco gorszymi rezultatami. Większość domów i działek nie oferuje jednak idealnych warunków i spadek uzysku energii o 10–20% często trzeba po prostu wkalkulować w założenia całego przedsięwzięcia. Oczywiście, pojawia się pytanie, na ile gorsze wyniki jesteśmy w stanie zaakceptować? Przykładowo, jeżeli panele ustawimy na północ to dadzą zaledwie 40– 50% niż gdybyśmy skierowali je na południe. Technicznie da się taki system wykonać. Ale czy uznamy, że warto to robić, biorąc pod uwagę proporcjonalnie mniejsze korzyści oraz długi okres zwrotu nakładów?
Dlatego zapamiętajmy, że jeżeli ktoś proponuje nam np. system o mocy 6 kWp, to tak naprawdę chodzi o taką moc w niemal idealnych warunkach. Zawsze prośmy o przedstawienie symulacji (prognozy) tego, jaka wartość będzie realna w przypadku naszej konkretnej działki. Ma się rozumieć, że i tak będzie tu zawsze pewien margines błędu. Bo nawet w kolejnych latach ilość pozyskiwanej energii nieco się różni. Przede wszystkim zależnie od tego, na ile słoneczne lub deszczowe są wiosna i lato. Nie oczekujmy więc absolutnej dokładności, ale też unikajmy firm, których przedstawiciele nie pytają wcale o uwarunkowania naszej posesji.
Ile prądu zużywamy?
Typowe zużycie prądu w domu jednorodzinnym to 4000–6000 kWh w ciągu roku. Przy założeniu, że nie korzystamy w nim z elektrycznych urządzeń grzewczych, albo kuchenki elektrycznej. Używanie elektrycznego kotła, pompy ciepła lub zasilanych prądem podgrzewaczy wody może zupełnie zmienić te rachunki. O ile, to już zależy od zapotrzebowania budynku na ciepło, tego z jakich innych źródeł zasilania korzystamy itd. W takich sytuacjach potrzebne jest indywidualne podejście. W najlepszej sytuacji są ci, którzy użytkują dom już od kilku lat. Oni nie muszą niczego szacować – wystarczy, że sprawdzą stany licznika podawane na rachunkach. Daje to dokładny obraz sytuacji i potrzeb. Ma się rozumieć, że należy uwzględnić ewentualne zmiany, jeśli np. myślimy o zakupie klimatyzatora, pompy ciepła itp.
Określenie rocznego zużycia energii jest podstawą doboru wielkości instalacji PV. A w konsekwencji jest to zasadniczy parametr, od którego zależy koszt inwestycji, powierzchnia, jaką trzeba przeznaczyć na panele itd. Zaś przy obowiązującym obecnie systemie rozliczania za energię, budowanie przewymiarowanego systemu PV się po prostu nie opłaca. Omówimy to w kolejnym podrozdziale.
Rozliczanie instalacji PV
W naszym kraju prawie wszystkie mikroinstalacje PV połączone są z siecią energetyczną. Dzięki czemu właściciele domów jednorodzinnych, firmy i rolnicy przekazują do niej nadmiar wytworzonej energii, której akurat nie mają jak zagospodarować, zaś kiedy akurat własna mikroelektrownia daje zbyt mało prądu – korzystają z prądu z sieci. Zasady rozliczania za energię pobraną i oddaną mają tu kluczowe znaczenie, bo w małych systemach, typowych choćby dla domów jednorodzinnych, do sieci trafia ostatecznie nawet 3/4 wytworzonego prądu.
Od kilku lat funkcjonuje zagwarantowany ustawowo tzw. system opustów, określany też jako net metering lub rozliczanie bilansowe. W skrócie polega on na tym, że za każdą 1 kWh energii elektrycznej oddanej do sieci możemy pobrać 0,8 kWh (0,7 kWh, jeśli moc mikroinstalacji wynosi ponad 10 kWp). Bez dodatkowych kosztów, np. opłat za przesył. Przy czym operator sieci ma obowiązek odbierać od nas energię, jeśli moc mikroinstalacji nie przekracza tzw. mocy przyłączeniowej określonej w umowie z nim.
Taki układ jest pod wieloma względami bardzo korzystny dla właściciela instalacji fotowoltaicznej. Kosztem 20% lub 30% oddanej energii może on traktować system energetyczny jak ogromny akumulator, z którego może czerpać nawet z wielomiesięcznym opóźnieniem. I w praktyce tak się dzieje, bo wiosną i latem, oddając nadmiar energii, pomniejsza sobie rachunki jesienią i zimą. Zgodnie z prawem, okres rozliczania nie może być dłuższy niż 365 dni i właśnie taki długi, roczny cykl jest korzystny.
Ewentualnie, okresy rozliczeniowe mogą być krótsze, jeśli nadwyżka z jednego przechodzi na kolejne. Bo tu trzeba poczynić bardzo ważne zastrzeżenie – jeśli ostatecznie okaże się, że oddaliśmy do sieci więcej energii niż pobraliśmy to nadmiar nam przepadnie. Dlatego właśnie krótkie okresy rozliczania byłyby niekorzystne – nadwyżka z lata by nam przepadła, a za to zimą musielibyśmy ją kupować po zwykłych stawkach. Zasady rozliczania musi określać przy tym tzw. umowa kompleksowa, czyli jedna umowa musi regulować zarówno zasady płatności za samą energię, jak i za jej przesył. Jeśli zaś mamy dwie osobne umowy, z tych zasad rozliczania nie skorzystamy. Ponadto musimy mieć status tzw. prosumenta. Prosumentem może być właściciel domu jednorodzinnego, firma, rolnik itd. Chodzi o to, że prosument jest zarówno producentem jak i konsumentem wytworzonej energii. Nie może np. jej odsprzedawać, a w przypadku firmy – wytwarzanie energii nie może być dominującym rodzajem działalności.
Można powiedzieć, że ten system umożliwia oszczędzanie, bo rachunki da się zredukować niemal do zera, pozostawiając tylko opłaty stałe. Nie da się jednak w ramach niego zarabiać, bo za prąd nikt nam nie zapłaci.
Nowy system rozliczania w 2022 roku
Latem 2021 r. pojawiła się rządowa propozycja dokonania zasadniczych zmian w zasadach rozliczania za energię z mikroinstalacji PV. Plan zakłada ich wprowadzenie w życie od początku 2022 r., jednak na razie nie wiadomo jeszcze, jaką ostatecznie postać będą miały nowe regulacje. Wiele może się zmienić, bo tu zderzają się interesy różnych grup. Przede wszystkim wielkich państwowych spółek energetycznych. Na razie, założenia są takie, że instalacje PV przyłączone do sieci przed końcem 2021 r. będą rozliczane na dotychczasowych zasadach (bilansowo) przez 15 lat od momentu ich uruchomienia. Natomiast kolejne mają obowiązywać nowe zasady polegające na likwidacji bilansowania. Za pobrany z sieci prąd trzeba będzie zapłacić według zwykłych stawek wynikających z danej taryfy, czyli po odjęciu opłat stałych ok. 0,60 zł/kWh w najpopularniejszej jednostrefowej taryfie G11). Natomiast oddana do sieci energia nie będzie już bilansowana, zamiast tego otrzymamy zapłatę. Ale stosunkowo niską, uzależnioną od średniej ceny samej energii, bez opłat za przesył. W efekcie otrzymamy zaledwie ok. 0,26 zł/kWh. Zysk będzie więc ok. 2 razy mniejszy, niż dotychczasowe oszczędności. Gdy płacimy za prąd 0,60–0,65 zł/kWh, to każda przekazana do sieci, a następnie odebrana z niej 1 kWh pomniejsza nasz rachunek o ok. 0,50 zł (80% ceny). Wedle zaś nowych zasad, dostaniemy niemal o połowę mniej (ok. 0,26 zł/kWh) za prąd przekazany do sieci.
Trzeba się więc liczyć z istotnym wydłużeniem czasu zwrotu poniesionych nakładów. Na razie bez odpowiedzi pozostaje przy tym wiele pytań, np. jak duża moc zainstalowana będzie dopuszczalna. A jakiś przepis na pewno się pojawi, bo jako jedną z przyczyn zmian strona rządowa podaje nadmierne obciążenie sieci prądem przekazywanym do niej z mikroinstalacji. Tym bardziej, że od razu dało się słyszeć głosy, że można zwiększyć instalację, żeby osiągnąć większe zyski i zrównoważyć nimi wydatki na prąd. Sens takiego postępowania jest raczej wątpliwy, bo przecież większa instalacja będzie odpowiednio droższa i czas zwrotu inwestycji się wydłuży. Ale jak ostatecznie będą brzmiały nowe przepisy – tego nie wiemy. Niewątpliwie zaś należy się spodziewać, że do końca 2021 r. zainteresowanie fotowoltaiką będzie szczególnie duże, gdyż inwestorzy zechcą skorzystać ze starych, najprawdopodobniej korzystniejszych zasad. Jak potem zareaguje rynek, tego nie wiemy. Nowa sytuacja być może zmusi dostawców do obniżenia marż, tak aby spadła cena instalacji i skrócił się w ten sposób okres zwrotu inwestycji. Ponadto może spróbują oni przyciągnąć klienta dodatkowymi elementami oferty, np. proponując sprzedaż prądu na innych niż ustawowe zasadach. Nowa sytuacja będzie najtrudniejszym wyzwaniem dla małych firm, zorientowanych praktycznie tylko na inwestorów indywidualnych.
Inne taryfy i oferty
Niejako w odpowiedzi na zapowiedź likwidacji net meteringu, niektóre firmy zaczęły oferować nie tylko montaż instalacji, ale także sprzedaż energii i własne zasady rozliczania. Z założenia mają być one korzystniejsze, bo bilansowane (zwracane) ma być 100% zamiast 80% oddanej energii. Jednak przejście na takie zasady, zamiast ustawowych regulacji prosumenckich, trzeba dobrze przemyśleć i dokładnie sprawdzić warunki. Podpisujemy bowiem nową umowę kompleksową, potencjalnie z zupełnie innymi stawkami za energię, opłatami stałymi itp. Do tego obecnie to bilansowanie w 100% nie całkiem jest prawdą. Musimy bowiem zmienić taryfę na dwustrefową, tzw. G12w, z tańszym prądem w nocy (od 22.00 do 6.00 rano), krótko w ciągu dnia (13.00–15.00) oraz przez całe weekendy. W pozostałych porach płacimy zaś drożej niż w najpopularniejszej taryfie G11, z jednolitą ceną przez całą dobę. Co więcej, 100% bilansowanie obowiązuje tylko, gdy pobieramy energię w drugiej strefie, czyli głównie po 22.00.
Jednak co w pozostałym czasie, czyli przez większość dnia? Tą częścią sprzedawcy już się tak nie chwalą, zwykle zaczynają kluczyć. Opisy ofert umieszczone na stronach internetowych firm potrafią w ogóle nie obejmować tego aspektu rozliczania lub zawierać niejasne zapisy (np. obietnicę 100% bilansowania przez całą dobę w przyszłości). Pozostaje bardzo uważnie przeczytać proponowaną umowę, bo to ona będzie dla nas wiążąca. U jednej z firm znajdziemy zapis, że energia oddawana i pobierana podlega po prostu rozliczaniu w stosunku 1:1. Bez określenia jak traktowana jest pod tym względem strefa dzienna i nocna. U innej zaś, że energia pobrana strefie nocnej taryfy G12w będzie bilansowana w stosunku 1:1, ale za to pobierana w strefie dziennej będzie rozliczana zgodnie z cennikiem. O bilansowaniu w strefie dziennej nie ma więc mowy. Wychodzi na to, że za prąd pobierany w tym czasie będziemy po prostu płacić pełną stawkę.
Dobrze sprawdźmy więc, jaki model bilansowania tak naprawdę nam się oferuje. Nawet faktyczne bilansowanie całego prądu 1:1 w taryfie G12w nie zawsze będzie korzystniejsze niż zwykłe bilansowanie 0,8:1 w taryfie G11 (z jednolitą ceną przez całą dobę). Szczególnie, jeżeli rocznie zużywamy wyraźnie więcej prądu, niż jest w stanie wytworzyć nasza mikroelektrownia i potrzebujemy go głównie w dzień. Wówczas, pokrywając ten niedobór, będziemy płacić za energię zgodnie z wysoką stawką strefy dziennej. Ponadto taka umowa zawierana jest na krótki okres, zwykle 2 lata, a chociaż przedstawiciele handlowi obiecują późniejsze jej przedłużenie na tych samych warunkach, to faktycznie nie mamy na to gwarancji. Ponadto trzeba porównać cenę samej instalacji według różnych ofert, bo podwyższając ją o kilka tysięcy zł, firma może rekompensować sobie z nawiązką koszty bilansowania energii. Dlatego warto solidnie przeanalizować całą sprawę i wszystkie koszty. Niekiedy zasady bilansowania mogą się okazać lepsze tylko z pozoru.
Jak dużą instalację założyć?
Na potrzeby domu jednorodzinnego, niewielkiej firmy czy gospodarstwa rolnego pracują tzw. mikroinstalacje. Wszystkie one są w szczególny sposób traktowane przez prawo, a procedury związane z budową i przyłączeniem do sieci są uproszczone. Jednak dla wielu osób określenie "mikroinstalacje" może być mylące, bo obejmuje ono systemy o mocy do 50 kWp. Przy czym w domach jednorodzinnych więcej niż 10 kWp to rzadkość, najczęściej zakłada się panele o mocy 3–7 kWp. Wynika to z kilku przyczyn.
Przede wszystkim wciąż obowiązujący system bilansowego rozliczania (opustów) czyni powiększanie instalacji, tak aby dawała w ciągu roku więcej prądu niż go zużywamy, zupełnie nieopłacalnym. Przypomnijmy, że taka nadwyżka nam po prostu przepadnie. Skoro więc 1 kWp mocy zainstalowanej daje rocznie ok. 1000 kWh energii, a zużycie energii w budynku wynosi np. 5000 kWh, to system o mocy 6 kWp jest w zupełności wystarczający. Lekki naddatek (do 25%) przyjmujemy, żeby zrównoważyć fakt, iż z sieci odbieramy nie 100%, lecz 80% tego, co do niej oddaliśmy. Zrobienie większego systemu PV i tak nie przyniesie nam korzyści.
Ponadto w odniesieniu do małych systemów – do 10 kWp – system rozliczeń jest najkorzystniejszy. Po przekroczeniu tej granicy odbieramy już nie 80%, lecz tylko 70% przekazanej energii. W efekcie zrobienie instalacji o mocy np. 11 zamiast 10 kWp nie bardzo się opłaci. Energii wytworzy ona wprawdzie więcej, ale ta nadwyżka w praktyce i tak przepadnie, bo energię będziemy odbierać już zgodnie z mniej korzystnym przelicznikiem. Zaś większe koszty inwestycji i tak będziemy musieli ponieść.
Z kolei budowa bardzo małych systemów – poniżej 3 kWp – nie bardzo się opłaca. Po prostu pewne koszty, choćby robocizny, okablowania i zabezpieczeń są z grubsza stałe. A w małym systemie ich wpływ jest najbardziej odczuwalny. W efekcie instalacja o mocy 2 kWp będzie tańsza od 3 kWp np. tylko o 1500 zł, podczas gdy za 6 kWp zapłacimy np. o 3000 zł mniej niż za 7 kWp. W efekcie rozsądne minimum to 3,0– 3,5 kWp, bo wtedy wystarczają jeszcze tańsze jednofazowe inwertery, a koszty stałe nie są przytłaczające.
Natomiast w firmie większe systemy o mocy kilkudziesięciu kWp są często jak najbardziej uzasadnione. Tu zapotrzebowanie na prąd może być wielokrotnie większe niż w domu, do tego przedsiębiorstwa dotyczą inne taryfy i płacą za energię według znacznie wyższych stawek. Co więcej, działalność większości z nich odbywa się od rana do popołudnia, tak więc w godzinach, kiedy panele PV dają najwięcej energii. Nie można też zapominać o tym, że dla firmy pieniądze wydane na fotowoltaikę to po prostu część kosztów działalności. Ważna może być też kwestia wizerunku – pozyskiwanie własnego prądu ze słońca to działanie proekologiczne.
Firmy, nawet jeżeli ich zapotrzebowanie na energię jest duże, niejednokrotnie decydują się rozłożyć inwestycję na etapy. W pierwszym z nich zakładając systemy mieszczące się jeszcze w limicie dotyczącym mikroinstalacji, czyli 50 kWp. Pozwala to uprościć procedurę projektowania i przyłączenia do sieci. Ponadto daje możliwość zorientowania się, czy system faktycznie działa zgodnie z założeniami i przynosi obiecywane oszczędności. Jeżeli efekty są zadowalające, można go rozbudować.
Dopłaty do fotowoltaiki
Instalacje fotowoltaiczne w ostatnich latach wyraźnie potaniały, jednak trzeba uczciwie przyznać, że wciąż jest to duży wydatek. Nawet w domu jednorodzinnym małe systemy 3–6 kWp kosztują zwykle od 15 000 zł do ponad 30 000 zł. Dlatego wszelkie ulgi i dotacje mogą istotnie podnieść atrakcyjność inwestycji, skracając okres jej zwrotu
W całym kraju obowiązuje program "Mój Prąd", w ramach którego można uzyskać dotację (dopłatę) do 3000 zł do mikroinstalacji o mocy od 2 do 10 kWp. Przy czym dotacja nie może stanowić więcej, niż połowy tzw. kosztów kwalifikowanych całego przedsięwzięcia. Ale to akurat nie problem, bo nawet za najmniejszą instalację przyjdzie nam zapłacić znacznie więcej. Nawet 3 kWp to wydatek ok. 15 000 zł. Dopłata dotyczy tylko nowych instalacji, nie zaś systemów rozbudowywanych lub modernizowanych, nawet jeśli wcześniej, przy ich budowie, nie korzystaliśmy z dopłat.
Ponadto możemy skorzystać z tzw. ulgi termomodernizacyjnej. W rocznym rozliczeniu PIT możemy odjąć wydatki na instalację. W efekcie zostaje nam przynajmniej 17% z tej kwoty, tyle ile wynosi stawka płaconego przez nas podatku dochodowego. Ale uwaga! Jeżeli skorzystaliśmy z dopłaty, to musimy ją odjąć. Przykładowo, jeśli system PV kosztował pierwotnie 25 000 zł, ale z programu "Mój Prąd" otrzymaliśmy 3000 zł, to od podstawy opodatkowania odliczamy już tylko 22 000 zł. Pamiętajmy przy tym, że wynikające z ulgi podatkowej obniżenie kosztów odczujemy dopiero przy najbliższym rozliczeniu PIT.
Niekiedy dotacje na korzystnych warunkach mogą oferować też samorządy. Warto się tym zainteresować. Przy czym w tym przypadku będziemy musieli wybrać, czy korzystamy z dotacji lokalnej, czy programu "Mój Prąd". Tych dwóch form wsparcia nie można łączyć. Uwzględniając dotację "Mój Prąd" oraz ulgę termomodernizacyjną przy obecnie obowiązujących zasadach bilansowego rozliczania, prosty czas zwrotu nakładów na instalację 6 kWp wynosi ok. 7 lat. Niestety, jeżeli zostanie wprowadzony nowy system rozliczeń (ok. 0,26 zł/kWh prądu oddanego do sieci), to okres ten wydłuży się do ok. 11 lat. Oczywiście, przy założeniu, że rynek nie zareaguje zmianą cen mikroinstalacji fotowoltaicznych.
Janusz Werner
fot. BMI Braas/Elterm/Viessmann/Zeneris