Skoro nadchodzące lata mają być w światowej elektronice zdominowane przez produkty konsumenckie, nie obejdzie się bez większych zmian w zakresie ich funkcjonalności i technologii wykonania. Bez tego rynek utknie w ślepej uliczce, a o wzrostach sprzedaży będziemy mogli jedynie pomarzyć. Świadomi tych zagrożeń producenci swojej szansy wypatrują w konwergencji urządzeń elektronicznych, o której ostatnio słychać coraz częściej.
Naturalny wzrost sprzedaży wynikający z rosnącego udziału produktów w rynku, też może mieć niesatysakcjonujące wielu producentów tempo. W zasadzie każdy już ma telefon komórkowy, za chwilę tak samo będzie z aparatami fotograficznymi, odtwarzaczami muzyki i wieloma innymi gadżetami, które z czasem będzie się coraz trudniej sprzedawać. Elektroniki konsumenckiej, a w szczególności przenośnej, czyli tej elitarnej części rynku, nie da się w nieskończoność jednocześnie miniaturyzować, rozbudowywać o nowe funkcje i przedłużać czasu pracy z baterii. Klawisze i wyświetlacz muszą mieć odpowiednią wielkość, aby telefon lub odtwarzacz do czegoś był przydatny, a nikt nie jest zainteresowany codziennym ładowaniem maleńkiego akumulatora.
Coraz mniej osób chce mieć osobne urządzenie do poszczególnych zadań, gdyż staje się to po prostu uciążliwe. Noszenie ze sobą telefonu, odtwarzacza mp3, palmtopa lub konsoli do gier, już dawno przestało być wygodne i trudno oczekiwać, że konsumenci dadzą się namówić na kolejne pudełka, na przykład związane z monitoringiem stanu zdrowia. Co więcej klienci przepłacają za dodatkowe wyświetlacze, układy scalone i baterie, które w zasadzie dublują się w każdym elektronicznym gadżecie.
Opisanych przeszkód nie da się w prosty sposób pokonać, dlatego w najbliższych latach powinniśmy oczekiwać wzrostu znaczenia konwergencji w elektronice, która ma szansę stać się główną siłą napędową rynku. Początki mamy już za sobą i wszystko wskazuje, że kierunek zmian jest zbieżny z oczekiwaniami rynkowymi. Połączenie w jednym urządzeniu funkcji telefonu komórkowego i odtwarzacza muzyki, czego przykładem jest wchodzący na rynek iPhone firmy Apple, jest dowodem, że łączenie funkcjonalności produktów może być nie tylko źródłem wartości dodanej związanej z niższą ceną całości w porównaniu do dwóch urządzeń osobno, większą użytecznością, ale również stylem życia.
Konwergencja naturalnie zaczyna się od telefonu komórkowego, do którego wbudowuje się aparat, odtwarzacz, nawigację GPS lub konsolę do gier. Pomysły czerpane są z wielu stron, na przykład z komputerów PC, które dzisiaj nie tylko są narzędziem do pracy, ale również pełnią rolę domowego centrum rozrywki. Integracja telefonu z innym popularnym sprzętem elektronicznym powinna dać możliwość producentom niezbędne doświadczenie i wiedzę, aby zaproponować nowe, rewolucyjne wręcz połączenia. Tylko w ten sposób będzie można podbić serca konsumentów, którzy nie chcą czekać latami obserwując mozolne wbudowywanie ułomnych aparatów fotograficznych do komórek.
Konwergencja na poważnie zacznie się najprawdopodobniej od integracji urządzeń elektronicznych instalowanych w samochodzie z tymi osobistymi i będzie rozwijała się w kierunku zaoferowania lepszej rozrywki dla osób podróżujących i większego wsparcia informacyjnego dla kierowców. W dalszej kolejności można spodziewać się innych aplikacji tworzonych wewnątrz ogromnego obszaru wyznaczanego przez motoryzację, telekomunikację, elektronikę konsumencką i medycynę.
Łączenie urządzeń w większe systemy jest dla przemysłu elektronicznego wielkim wyzwaniem, gdyż z jednej strony oznacza wielki wysiłek technologiczny konieczny, aby zaproponować o wiele większe innowacje takie, które znacznie wykroczą poza naturalną ewolucję rozwoju. Z drugiej strony rośnie ryzyko nietrafienia w oczekiwania i potrzeby, co z pewnością będzie źle wpływać na tempo zmian. Dla producentów konwergencja nie musi być opłacalna i nie do końca da się przewidzieć, kto odniesie z niej korzyści.
Konwergencja będzie terminem, który coraz częściej będzie opisywał zjawiska dziejące się w elektronice. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że niczym ogniwa paliwowe, nie stanie się on tą magiczną linią horyzontu, która przez cały czas oddala się od nas w miarę jak się do niej zbliżamy.