Decyzja ta wywołała spory negatywny oddźwięk, a wielu specjalistów krytykowało ją za m.in. utrudnioną identyfikację, większą podatność na fałszerstwa, większe możliwości pomyłki w produkcji związane z trudną kontrolą optyczną. Niektórzy gotowi byli nawet płacić więcej za oznaczone elementy, gdyby decyzja ta miała podłoże ekonomiczne, bo ich zdaniem oznakowanie jest czynnikiem zapewnienia jakości. Czy faktycznie ten ruch producenta jest tak bardzo niefortunny, czy też jest to początek większego trendu, niż niesie ze sobą jednostkowa decyzja?
Każda zmiana relacji panujących od lat w branży elektroniki wywołuje opór środowiska, które widzi w nich same kłopoty. Niemniej sprzeciw jest niespójny, bo małe kondensatory ceramiczne SMD nigdy nie były oznaczane i nie jest to jakimś problemem. Co więcej, niektórzy producenci celowo zacierają oznaczenia na komponentach, utrudniając konkurencji wsteczną inżynierię, zatem z punktu widzenia ochrony własności intelektualnej ten brak może być zaletą. Dla dużych producentów OEM, zwłaszcza tych zajmujących się elektroniką konsumencką, którą produkuje się w dużych seriach i rzadko kiedy naprawia, decyzja Yageo wydaje się neutralna. Oni i tak operują całymi opakowaniami, więc ryzyko pomyłki przy montażu nie wzrośnie. Z kolei ci średni lub mniejsi nie mają takiej siły przebicia, a ich opinie mają niestety nierzadko pomijalne znaczenie. Małe firmy muszą się dostosować do zmian i wypracować takie rozwiązania logistyczne, aby uniknąć pomyłek.
Najważniejsze jest jednak to, dlaczego Yageo zrezygnowało z oznaczania. Niestety czasy, gdy elementy elektroniczne były wystarczająco duże, aby można było nanosić pełne oznaczenia, to już przeszłość. Obudowy rezystorów lub kondensatorów o wielkości 0402 można było nazwać jeszcze dużymi, ale 0201 lub 01005, które mają 0,4×0,2 mm, to już maleństwa, których znakowanie jest wielkim kłopotem. System oznaczeń swoją czytelność tracił stopniowo, pełny opis w pewnym momencie zastąpiono skrótami, potem nierzadko tylko dwoma znakami, z czasem znak był nierzadko jeden. Całkowite wycofanie się z oznaczeń jest więc ewolucją, a nie rewolucją i raczej nie próbą utrudnienia życia, ale przykrą konsekwencją postępującej stale miniaturyzacji.
O ile nie da się raczej wymusić na producentach oznaczania najmniejszych elementów, o tyle można pomyśleć o tym, aby przynajmniej część negatywnych zjawisk ograniczyć, zwłaszcza te związane z ryzykiem pomyłek podczas produkcji. Zamiast cyfr taką funkcję częściowo mogłyby spełnić kolory zastępujące domyślną czerń na opornikach i szarość kondensatorów, a nadruki oznaczeń mogłyby zostać przeniesione nie tylko na szpule, ale i na same taśmy.
Wraz z odejściem technologii THT kolorowe paski na rezystorach straciły na znaczeniu, ale być może jest to dobry moment, aby zacząć kolorować komponenty na nowo.
Robert Magdziak