Wydarzenie to uwidacznia ważne zjawisko na rynku elektroniki, jakim jest coraz większy brak specjalistów. Oczywiście nie wszystkich specjalności i nie w każdym kraju sytuacja jest tak napięta jak na Tajwanie, niemniej wszystkie dostępne analizy mówią o szybko pogłębiającej się luce między tym, ile osób po studiach technicznych wchodzi na rynek pracy w odniesieniu do potrzeb przedsiębiorstw.
Tajwan jest wylęgarnią talentów w branży półprzewodników pracujących później w wielu firmach półprzewodnikowych z TSMC na czele. Ten potencjał jest na celowniku rekruterów z wielu krajów, nie tylko Chin, gdyż nie da się budować nowych fabryk i zapewnić rozwoju bez kadry. A przecież wiele krajów stawia na rozwój mocy produkcyjnych w zakresie półprzewodników i ma na to pieniądze. Jednakże moce produkcyjne to tylko jeden element, gdyż ktoś musi w tych fabrykach pracować i znać się na technologii. Inaczej będą opóźnienia lub projekty inwestycji upadną.
Przemysł półprzewodnikowy ma dużo pracy dla specjalistów
Nawet przed obecną falą inwestycji zapotrzebowanie branży na specjalistów szybko rosło. Liczba ofert pracy na stanowiska techniczne w branży półprzewodników w Unii Europejskiej i Stanach Zjednoczonych wzrosła o ponad 75% w latach 2018–2022. Oczekuje się, że przemysł półprzewodników będzie potrzebował 300 tys. inżynierów do 2030 r. w miarę budowy nowych zakładów - najwięcej w regionie Azji i Pacyfiku - i liczba ta obejmuje jedynie specjalistów procesowych zajmujących się technologią. To ogromna liczba, stąd afery - takie, jak ta na wstępie - będą niedługo codziennością.
Do tej pory każdy region korzystał z koncentracji specjalistów mieszkających blisko istniejących centrów półprzewodnikowych, np. w Dolinie Krzemowej, na Tajwanie i „krzemowej Saksonii” w Niemczech. Ale poza tymi rejonami dzisiaj fabryki budowane są w wielu innych miejscach, co oznacza, że inwestorzy muszą wziąć pod uwagę stworzenie całego środowiska. Pozyskanie personelu średniego szczebla jest łatwiejsze, firmy budujące i serwisujące instalacje, cleanromy itd., można wynająć do wykonania zadania na całym świecie, ale inżynierów do pracy 24/7 trzeba mieć na stałe. Jest to też istotne z tego powodu, że rozwój technologii co do zasady nie jest dziełem pojedynczych osób, ale efektem długiej pracy zgranego zespołu.
Dotychczas to Indie były takim eksporterem inżynierów, z czego korzystały Japonia i Korea Południowa, ale dzisiaj apetyt na półprzewodniki mają kraje arabskie, Wietnam i oczywiście także Europa.
Problem ten będzie trudno rozwiązać i na pewno nie ma żadnej drogi na skróty ani szybkiej ścieżki. Nawet jeśli gdzieś niedaleko fabryki będzie politechnika, to niekoniecznie musi ona kształcić inżynierów o specjalności technologia półprzewodników. Do tego potrzebna jest kadra i infrastruktura, na przykład w postaci linii produkcyjnej, po to, aby gdzieś student mógł praktykować. Dodatkowo, studia na kierunkach półprzewodnikowych postrzegane są od lat jako trudne, a wybór takiej specjalizacji musi być powiązany z możliwością późniejszej pracy. W ten sposób koło się zamyka – brak kadry to brak inwestycji, a brak inwestycji to brak możliwości zatrudnienia. Aby to zmienić, potrzeba wielu lat i przemyślanych działań.
Inwestycje w fabryki półprzewodników zawsze są dużym wydarzeniem medialnym i czymś, co każdy kraj chciałby pozyskać, niemniej rzadko się zastanawiamy, że za decyzją o danym miejscu może kryć się potencjał niedalekiej uczelni i fabryka konkurencji.
Robert Magdziak