Według danych IPC, już teraz dwie trzecie członków tej organizacji sygnalizuje, że braki kadrowe przeszkadzają im w rozwoju i ograniczają inwestycje. W Polsce GUS podał niedawno, że bezrobocie spadło poniżej 6%, co też jest rekordem i w skali naszego kraju ewenementem, i wskazuje, że kłopoty ze znalezieniem pracowników będą dotyczyły także naszego rynku.
Zatrudnienie w Unii Europejskiej udaje się jakoś utrzymać w ryzach i całkowita liczba miejsc pracy rośnie w tempie ok. 1% rocznie dla całego kontynentu, ale niestety nie w segmencie doświadczonych i wykształconych specjalistów. W przemyśle elektronicznym sytuacja jest jeszcze gorsza, niż wynosi średnia dla całej gospodarki, bo tutaj wymagania w zakresie kompetencji kadry szybko się zwiększają na skutek gwałtownego wzrostu zaawansowania technologii i procesów produkcyjnych.
Problemy kadrowe dotykają też USA w analogicznym stopniu, co jest odrobinę pocieszające, niemniej na terenie UE dochodzą jeszcze dodatkowe czynniki ryzyka, np. związane z Brexitem i idącą za nim niepewnością biznesową. Drugi problem w UE jest taki, że przemysł elektroniczny przemieszcza się na wschód.
W latach 2011-2018 zatrudnienie w przemyśle elektronicznym w Europie Środkowo-Wschodniej wzrosło średnio o 2,1% rocznie, ponaddwukrotnie więcej niż w krajach UE15. To dla Polski wydaje się dobrą wiadomością, bo prowadzi do szybkiego rozwoju, ale jednocześnie z punktu widzenia zasobów kadrowych szybki wzrost oznacza też duże potrzeby rynku i większe problemy z niedoborami.
Europejski przemysł elektroniczny zatrudnia ok. 2,4 mln osób, tj. 8% całej kadry produkcyjnej, w USA - 1,4 mln, ale aż 12% wszystkich, co oznacza, że za oceanem jest więcej przedsiębiorstw tego typu. Patrząc na poszczególne kraje z bloku UE28 widzimy, że w 2018 roku sektor elektroniki był pracodawcą dla 813 tysięcy osób w Niemczech, tj. jednej trzeciej całej EU. Drugi rynek to Francja (212 tys.), potem Włochy, UK, a na piątym miejscu Polska (162 tys.).
Zatem patrząc przez pryzmat liczby zatrudnionych osób, rynek krajowy wcale nie jest taki mały, przez co wiele globalnych trendów, które przez lata na nas nie oddziaływały, teraz musi być brane pod uwagę.
I tak, problemy z kadrą mogą nasilić ruchy migracyjne na rynku UE, a także zjawiska takie jak przejmowanie pracowników. Skoro zasoby są niewielkie, a znaleźć pracownika jest niełatwo, to dla wielu firm prościej jest go przejąć od konkurencji lub z sąsiedniego kraju, bo rekrutacja jest kosztowna. Pomaga w tym system certyfikatów IPC oraz ich uznawania w innych krajach z czytelnymi regułami oceny kwalifikacji zawodowych. Wiele krajów unijnych wspiera w tym własny przemysł, pomagając mu za pomocą licznych ułatwień tym, którzy chcieliby zmienić kraj. Przykładem są Niemcy.
Problemy kadrowe mogą prowadzić do tego, że firmy przestaną szukać pracowników, bo wstrzymały inwestycje. A wcześniej wstrzymały inwestycje, bo tych pracowników nie było wystarczająco dużo, aby w ich ocenie biznes mógł ruszyć. To takie błędne koło, na skutek którego wydarzenia będą się opóźniać.
Z pewnością będzie też rosło znaczenie automatyzacji produkcji i robotyzacji, która w rozrachunku stanie się coraz tańsza.
W aspekcie długoterminowym poprawę sytuacji może przynieść położenie nacisku na edukację techniczną w szkołach średnich i na uczelniach technicznych oraz rozwój łańcucha szkoleń zawodowych, branżowych, a więc prowadzonych przez czołowe firmy oraz tych pod auspicjami czołowych organizacji, jak IPC. Dzielenie się wiedzą musi zdaniem Oxford Economics stać się też codziennością dla pracowników wewnątrz firm i organizacji. I w tym obszarze chyba najłatwiej coś można zmienić od zaraz.
Robert Magdziak