Zgodnie z indeksem tworzonym przez analityków A.T. Kearney dla części z nich ten powrót stał się faktem, bo od 2013 roku notowano przypadki powrotu przynajmniej części biznesu firm ulokowanego w Chinach. Tym samym reshoring stał się ważnym zjawiskiem, także w kontekście rynku polskiego, który był typowany jako potencjalny beneficjent w tym procesie.
Niemniej w 2017 roku proces reshoringu gwałtownie wyhamował, a więc na tyle wcześnie, że nie da się tego powiązać ze sporami w zakresie taryf celnych. Europa i Ameryka importują coraz więcej elektroniki z Azji w porównaniu do tego, co wytwarzają na własnym obszarze i paradoksalnie import ten wcale nie ciąży negatywnie na potencjale lokalnych producentów. A.T. Kearney uważa, że spory celne być może zmuszą producentów elektroniki do rozbudowy biznesu na Dalekim Wschodzie po to, aby uniknąć opłat celnych i cały proces reshoringu stanie się szybko zapomnianym incydentem. Poza cłami liczy się bowiem to, że nadal korzyści ekonomiczne sprzyjają przenoszeniu produkcji w tanie rejony świata, może niekoniecznie do Chin, ale na przykład do innych tanich krajów z tamtego regionu, np. Wietnamu, Bangladeszu lub Kambodży.
Działających inwestycji nie da się też łatwo przenieść w skali kontynentu i taka decyzja musi być wszechstronnie przemyślana. Sam obiekt i maszyny w tym procesie nie są zdaniem analityków takim dużym problemem, znacznie istotniejsza jest kadra pracowników, której nie da się przeprowadzić jedną decyzją. Produkcja elektroniki wymaga dzisiaj dostępności wysoko wykwalifikowanej kadry, z czym jest coraz większy problem na całym świecie. Można zatem próbować przenieść zakład na rynek lokalny, niemniej od strony kadrowej działanie to przyniesie tylko kłopoty. Może dlatego reshoring dotyczył zwykle tylko fragmentu biznesu lub niewielkiej części zleceń zachodnich firm, takich, gdzie koszty transportu były znaczące i dla producentów stanowiły główny składnik kosztów.
W 2017 roku zanotowano też znaczący wzrost importu elektroniki z Dalekiego Wschodu, co pokazuje, że potrzeby klientów w zakresie elektronizacji, tej konsumenckiej i profesjonalnej, są dzisiaj bardzo duże i lokalne firmy nie są w stanie ich zaspokoić. Zjawiska te pogłębiają się przy kłopotach z zaopatrzeniem wywołanym alokacją dostaw, bo w części przypadków problemy z produkcją własną wywołaną zaopatrzeniem rozwiązuje się, zlecając zadania do firm chińskich lub też importując moduły czy subkomponenty od tamtejszych dostawców. Reszta producentów, w tym ci, którzy z zaopatrzeniem nie mają kłopotów, zdaniem analityków wybrała strategię przeczekania z dużymi zmianami w biznesie, a więc tymi wykraczającymi poza kontynent, bo warunki biznesowe stają się teraz mało stabilne.
Z jednej strony sprzedaż bije rekordy w ostatnich miesiącach, z drugiej zapowiadane jest spowolnienie, przez co ewentualne decyzje stają się ryzykowne, a przecież one muszą być przemyślane w długiej perspektywie. Z roku na rok biznes elektroniczny w skali świata coraz bardziej się komplikuje, bo chińskie firmy nie są już jedynie dostawcami tanich usług i półproduktów, ale mają marki własne, w tym takie, których jakość przekonuje wymagających klientów z Zachodu. Marże producentów na skutek takiej konkurencji maleją, przez co kolejka firm chętnych do ponoszenia większych kosztów za produkcję lokalną i wspieranie politycznych koncepcji staje się bardzo krótka.
Reshoring ginie w oczach, bo w światowej gospodarce pojawia się dzisiaj wiele zawirowań oraz ryzyko polityczne. Problemem jest też to, że ogromny popyt coraz trudniej obsłużyć, a o miejscu do inwestycji decyduje się w największym stopniu przez pryzmat dostępnej tam kadry.
Robert Magdziak