Kilkadziesiąt lat temu świat zajmował się konkurencją między Japonią a USA, potem nadeszła era Tajwanu, następnie Korei. Ostatnie kilka lat w mediach zdominowały Chiny, które niewątpliwie wywarły wielki wpływ na to, jak dzisiaj wygląda światowa elektronika. Oprócz tych wielkich zjawisk krajobraz biznesu elektronicznego kształtuje szereg mniejszych wydarzeń, do których między innymi zalicza się zawirowania finansowe wokół taniejącego dolara.
W warunkach krajowych dolar jest wyjątkowo tani, bo korzystamy z ogólnie mocnej złotówki w stosunku do wielu walut i korzystnej relacji między dolarem a euro. Dzięki temu możemy tanio kupować importowane komponenty i materiały, a nowoczesne technologie jeszcze nigdy nie były tak tanie jak obecnie. Z drugiej strony eksport elektroniki za ocean w naszym przypadku nie jest specjalnie duży, dlatego tani dolar wydaje się być doskonałym i ze wszech miar pożądanym prezentem dla krajowej branży. Jedynym stałym zjawiskiem w elektronice jest to, że się ona zmienia. Dlatego w dłuższej perspektywie czasowej i w szerszej skali geograficznej może się jednak okazać, że tani dolar implikuje szereg problemów, które per saldo znacząco umniejszają znaczenie wymienionych korzyści.
Dla firm amerykańskich, które dużą część swojej produkcji sprzedają za granicą, takie jak na przykład Apple, Intel, tani dolar oznacza większe zyski, gdyż z punktu widzenia zagranicznych konsumentów ich produkty stają się tańsze i tym samym bardziej konkurencyjne. Słabe notowania rodzimej waluty nie są dla tych przedsiębiorstw istotnym problemem, tym bardziej, że produkcja realizowana jest na Dalekim Wschodzie i w wielu przypadkach rozliczana w dolarach. Dla wielu firm z tamtego rejonu, a zwłaszcza dla tych, które zajmują się zaawansowanymi technologiami i swoich najważniejszych klientów mają w USA, dolar jest od dawna walutą rozliczeniową i źródłem kłopotów. Przykładem może być TSMC – jedna z największych na świecie fabryk układów scalonych, powiązana z wieloma firmami amerykańskimi, której przychody na skutek zawirowań wokół dolara w ostatnim okresie znacząco spadły. Kłopoty mają też firmy europejskie takie jak ST Microelectronics lub Infineon, gdyż ich produkty na dużym i ważnym z punktu widzenia obrotów rynku stają się coraz mniej konkurencyjne. Podobne problemy mają firmy z naszego kontynentu zajmujące się automatyką przemysłową i zaawansowanymi technologiami wojskowymi, przemysłu lotniczego, motoryzacyjne, których eksport do USA stał się nieopłacalny.
Jeszcze pięć lat temu euro było warte mniej więcej tyle samo ile dolar, a fluktuacje pomiędzy tymi dwoma walutami były niewielkie i od strony biznesowej można było się przez ryzykiem kursowym w prosty sposób zabezpieczyć. Dzisiaj różnice kursowe są na tyle duże, że nie są już tylko problemem księgowym i fiskalnym dla firm z naszego rejonu świata, ale wpływają silnie na możliwość konkurowania na rynku. Utrzymanie się na rynku amerykańskim dla europejskich firm elektronicznych jest i będzie w najbliższej przyszłości wielkim wyzwaniem, zmuszającym je do redukcji kosztów, stanu zatrudnienia i do przenoszenia w tańsze rejony świata nie tylko produkcji, ale też innych części działalności, jak działy badań i rozwoju, serwis lub obsługę klienta. Tani dolar zmusza do dywersyfikacji działalności nie tylko w zakresie wytwarzania, ale całej struktury firmy. Zawirowania finansowe wokół waluty amerykańskiej z pewnością wprowadzają również element ryzyka do biznesu, powodując, że wiele planów inwestycyjnych jest odkładanych w czasie lub też realizowanych w mniejszej skali. Niemniej tani dolar dla europejskiej elektroniki może okazać się oczyszczającym lekarstwem, dzięki któremu będzie mogła ona, niczym Feniks, odrodzić się na nowo, silniejsza i lepiej przygotowana do działania w skali świata.