Sieć miała przynieść ogromną przepustowość i wyjątkowo małe opóźnienia transmisji po to, by odmienić świat. Miała stać się bazą do rozwoju autonomicznych pojazdów, być podstawą przemysłowego Internetu Rzeczy, stanowić bazę dla zdalnej medycyny, inteligentnych miast z połączoną infrastrukturą techniczną, zapewniającą życie bez korków. Większość tych wizji i prognoz nie została wdrożona w życie i raczej zostały po nich tylko koszty związane z budową infrastruktury telekomunikacyjnej.
Oczywiście transfer danych przyspieszył. Internet dostępny drogą radiową jest znacznie lepszy niż 5 lat temu, ale przyrost wydajności nie jest rewolucyjny, tylko ewolucyjny. W przypadku każdego z tych przykładów albo tak naprawdę nie jest potrzebne 5G, albo pomysł po prostu nie miał większego sensu. Co więcej, w części aplikacji, takich jak telemedycyna, transmisja radiowa, bez względu na standard nie ma sensu i znacznie lepszy jest światłowód. Ponadto okazało się, że samo szybkie łącze komunikacyjne nie wykreuje nowych aplikacji, gdyż do nich konieczne jest stworzenie całego środowiska łączącego sprzęt, oprogramowanie, usługi, operatorów i systemy sprzedaży. Podobnie jest z prywatnymi sieciami 5G, które wymagają stworzenia systemu obejmującego teren kraju, branży lub służby państwowej, której własna sieć przyniosłaby lepsze bezpieczeństwo lub gwarantowaną jakość usług. Na to brakuje pieniędzy i potrzeb, a często też istniejące rozwiązania są już wystarczające.
Szumne zapowiedzi a rzeczywisty efekt
Marketingowcom udało się powiązać 5G z niemal każdą futurystyczną technologią, niezależnie od tego, czy chodzi o samochody autonomiczne, inteligentne miasta czy Internet Rzeczy, niemniej w praktyce samochody muszą jeździć także bez połączenia radiowego, dla czujników IoT wcale nie potrzeba gigabitowej przepustowości – raczej potrzebne są tanie niezawodne modemy.
Żeby było jasne – telefony podłączone do sieci 5G na ogół uzyskują większe prędkości i mniejsze opóźnienia. Rzecz w tym, że dla większości ludzi sieć 4G była już wystarczająco dobra, a przejście na 5G wcale nie wiąże się z jakimś widocznym skokiem wydajności. Aby zaoszczędzić pieniądze, większość wczesnej infrastruktury 5G została zbudowana poprzez modernizację stacji bazowych 4G. To efektywne rozwiązanie, ale ostatecznie zapewnia wrażenia podobne do 4G. Oczywistych korzyści dla użytkowników nie ma dużo.
Za każdym razem, gdy pojawia się nowa generacja technologii mobilnych, wiele urządzeń wymaga modernizacji, co oznacza duże zyski dla dostawców sprzętu. To oni sprzedają anteny, infrastrukturę i oprogramowanie potrzebne do budowy sieci komórkowej. Państwo kasuje miliony za pasma częstotliwości.
Telekomunikacja ma ogromne znaczenie gospodarcze i społeczne, więc sprzedawcy sprzętu i branżowe grupy handlowe mogą lobbować u urzędników państwowych, mówiąc im, że następna generacja będzie niezbędna i transformacyjna, a jeśli nie podejmą szybkich działań, mogą przegapić płynące z niej korzyści. Tymczasem usług przypisanych do sieci 5G trzeba długo szukać, a więc też przychodów ze sprzedaży nie ma wiele. Miejmy nadzieję, że w perspektywie lat sieci 5G zapewnią usługi, które przyniosą nowe źródła dochodu operatorom sieci komórkowych borykającym się z problemami finansowymi. Projektowanie takich usług wymaga jednak czasu i wysiłku, ponieważ konieczne jest stworzenie kompleksowego ekosystemu z wymaganym sprzętem, oprogramowaniem i modelami biznesowymi.
W mediach pojawiają się już zapowiedzi sieci 6G i znowu towarzyszy im przekaz, że już za 5 lat to one przyniosą prawdziwą transformację techniki. To chyba jakiś żart! Powtarzane są te same błędy z futurystycznymi tekstami i przypadkami użycia, zupełnie jakby rewolucja 5G już była za nami.
Robert Magdziak