Pełna koncentracja na najnowszych technologiach jest konieczna, gdyż koszt wdrażania nowoczesnych rozwiązań jest bardzo wysoki, a dominująca na rynku elektronika konsumencka, w której produkty mają bardzo krótki czas życia, wymusza takie podejście na wszystkich wiodących firmach. Skutkiem jest gwałtowny wzrost liczby układów scalonych wycofywanych z ofert, sięgający dziesiątek tysięcy pozycji w skali roku.
Producenci półprzewodników twierdzą, że zmiany te nie są dla branży żadnym problemem. Klienci są powiadamiani z wyprzedzeniem o zakończeniu produkcji, a poza tym na rynku są wyspecjalizowane firmy, np. Rochester Electronics lub QP Semiconductor, które wykupują resztki struktur i potem przez kilka lat obsługują zamówienia na podzespoły wycofane z fabryk. Niewątpliwie stale rośnie też wskaźnik LRU (Least Replacable Unit) określający, jaki najmniejszy element w sprzęcie podlega serwisowaniu.
O ile kiedyś wymieniało się podzespoły, potem całe płytki, to teraz nierzadko wymienia się całe uszkodzone urządzenie. Wskaźnik ten stale rośnie i trend ten ogranicza popyt na stare układy scalone. Takie działania może i sprawdzają się przy elektronice konsumenckiej, jednak stają się zabójcze dla wielu aplikacji elektronicznych pracujących w lotnictwie, wojsku, medycynie, przemyśle wydobywczym, statkach, transporcie i wielu innych dziedzinach profesjonalnych. Wszędzie tam czas eksploatacji urządzeń jest bardzo długi i sięga nawet 30-40 lat.
W takich obszarach sprzęt jest naprawiany, remontowany i serwisowany, a wymagania prawne, dopuszczenia i certyfikaty wykluczają zastąpienie uszkodzonego podzespołu czymś innym. Nawet RoHS jest problemem. Dzisiaj firmy takie jak Lockheed Martin i podobne są jednymi z większych odbiorców starszych komponentów, stale zmagającymi się z problemami z dostępnością. Zasoby struktur tworzone przy kończeniu produkcji też nie starczają na długo, zwłaszcza dla popularnych elementów, a niestety kupowanie na wolnym rynku u brokerów starych układów scalonych jest dzisiaj bardzo ryzykowne.
Fałszerstwa półprzewodników stają się plagą i wiele popularnych układów funkcjonujących na rynku nie pochodzi z oryginalnych fabryk. Kopiowanie opracowanego w 1968 roku μA741 oraz tysięcy nowszych układów przez garażowe firmy dalekowschodnie pracujące na kupionych na złomie maszynach okazało się sposobem na życie i pewnie uszłoby bez echa, gdyby te kopie działały jak należy. Niemniej wiele problemów ze źle działającym sprzętem kończy się diagnozą na temat obecności fałszywych, nieudolnie podrobionych półprzewodników.
Zgłoszeń jest na tyle dużo, że problem ten dla renomowanych firm z branży lotniczej, wojskowej i kosmicznej stał się bardzo poważny. Czy zatem popularna elektronika ma pełnić rolę gwoździa do trumny dla licznej grupy produktów cały czas będących w użyciu, dla których problemem jest tylko to, że działają przez wiele lat? Rozwiązanie patowej sytuacji może stać się dość zaskakujące, gdyż od niedawna na rynku obecne są firmy, które kupują od wielkich wytwórców, takich jak TI lub Freescale, licencje na stare popularne układy i bazując na oryginalnej dokumentacji i przekazanej technologii, produkują stare chipy.
Przykładem może być Lansdale Semiconductor wytwarzająca układy scalone na licencji AMD, Fairchilda, Harrisa, Nationala i wielu innych. Okazuje się, że za gwarancję jakości i możliwość kupna wielu odbiorców jest w stanie sporo zapłacić. Tym samym półprzewodnikowe antyki, mimo wysokich cen, sprzedają się doskonale. Landsdale ma w ofercie około 3000 układów, co przekonuje, że nie jest to jakiś mały biznes. Popyt jest też na wersje unowocześnione, które elektrycznie i mechanicznie są takie same jak oryginały, ale zostały dokładnie przetestowane i scharakteryzowane. Historia elektroniki zatoczyła kolejne koło, bo okazuje się, że na antykach można nieźle zarobić nie tylko w zakresie sztuki.