Gdy się patrzy na rynek z pewnej perspektywy, planowany koniec produkcji wygląda na dobrze zorganizowany. Informacja o planowanym zakończeniu pojawia się ze sporym wyprzedzeniem, a na koniec można jeszcze kupić komponenty na zapas w ramach zakupów ostatniej szansy. Daje to możliwość odsunięcia w czasie problemów związanych z koniecznością przeprojektowania urządzenia, zaplanowania zmian na wygodny dla firmy okres. Co więcej, w wielu przypadkach, na przykład w elektronice konsumenckiej, może się okazać, że przesunięcie w czasie wystarczy na cały czas życia produktu.
W teorii nie ma zatem problemu związanego z planowanym wycofywaniem podzespołów z produkcji i jest to proces naturalny nie tylko dla rynku elektroniki. Ten sielankowy obraz psują opinie wygłaszane przez projektantów na forach i seminariach uznające, że największym lękiem konstruktorów w pracy jest brak porannej kawy, a zaraz po tym wiadomość, że kluczowy komponent urządzenia, które właśnie weszło do produkcji seryjnej, dostał status EOL.
W warunkach krajowych, a więc przy dużej liczbie małych i średnich firm wytwarzających specjalistyczne urządzenia, szansa, że wypadnięcie podzespołu z produkcji uda się przeczekać do kolejnej wersji, jest raczej rzadkim przypadkiem. Potencjał zakupowy pozwalający zrobić duże zapasy też wydaje się ograniczony z przyczyn finansowych oraz tego, że niewiele firm jest w stanie prognozować swoją sprzedaż w dłuższej perspektywie. Czyli bardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że trzeba będzie przeprojektować płytkę i układ, kupować elementy poza autoryzowaną siecią dystrybucji. Bardziej pechowi doświadczą konieczności ponownej certyfikacji lub badań, zmiany oprogramowania firmware, uaktualnienia dokumentacji i świadectw zgodności itd. Dla producentów elektroniki medycznej, kosmicznej, wojskowej, EOL oznacza też coraz częściej przejście na proces bezołowiowy, co niestety nie jest proste.
Z reguły im bardziej zagłębiamy się w zagadnienia związane z końcem produkcji, tym niestety problemy się piętrzą. Prawdopodobnie z tego powodu w USA można już wykupić ubezpieczenie pokrywające wszystkie koszty firmy związane z EOL, np. w razie potrzeby uzyskać środki na zgromadzenie zapasów. W praktyce dużego producenta opisywana sytuacja nie jest wcale rzadkością, bo wycofywanie starszych komponentów, tych mniej chodliwych lub wykonanych za pomocą starszych technologii, pojawia się na tyle często, że robienie dużych zapasów w każdym przypadku staje się niemożliwe.
Im bardziej konkurencyjny rynek, tym producenci komponentów częściej są zmuszani do kończenia produkcji nieperspektywicznych rozwiązań. Taka sama uwaga dotyczy nowych technologii, które szybko ewoluują i wyrzucają co chwilę na margines rozwiązania pośrednie, a więc jeszcze niedojrzałe technicznie. Można pokusić się o stwierdzenie, że im nowsza technologia, tym prawdopodobieństwo trafienia na EOL jest większe.
Przykładem może być sektor wyświetlaczy lub oświetlenia LED, a także cały obszar określany jako IoT. Być może jest to powód, dla którego nowinki w urządzeniach specjalistycznych przyjmują się powoli, a konstruktorzy jak ognia unikają rewelacji i przełomów oraz szukają rozwiązań sprawdzonych przez innych, takich, które zapewniają możliwość łatwej migracji lub mają długą gwarantowaną dostępność. Złośliwi nazywają takie zachowania inercją, ale w przedstawionym świetle, wada ta staje się urastać do rangi zalety.
Robert Magdziak