Rozmowa z Wojciechem Sakowskim, prezesem firmy Evatronix
| Wywiady"Rozwój układów analogowych jest dla nas priorytetem i kluczem do przyszłych sukcesów"
- Evatronix to obecnie kilka spółek, które wydają się ze sobą powiązane tylko nazwą. Jak wygląda struktura firmy?
Evatronix składa się dzisiaj z trzech spółek, tworzących całość naszego biznesu. Podział nastąpił głównie z uwagi na różne i rozłączne obszary aktywności poszczególnych pionów w firmie, m.in. większą elastyczność tak zorganizowanego biznesu i lepszą możliwość kontroli wyników. Zasadnicza działalność związana z komponentami wirtualnymi, a więc ta, która przynosi nam najwięcej dochodów, to Evatronix IP. Spółka ta nie jest aktywna na rynku krajowym, gdyż komponenty wirtualne sprzedajemy tylko za granicą.
W kraju mamy jednego klienta, jest to jednak oddział międzynarodowej korporacji. Evatronix SA jest właścicielem pozostałych spółek grupy i zajmuje się dystrybucją na rynku krajowym oprogramowania Altium i Autodesk oraz sprzedażą specjalistycznych urządzeń, takich jak skanery 3D. Natomiast spółka "MA" skupia się na tworzeniu projektów multimedialnych i analogowych komponentów wirtualnych. Są to dla nas nowe obszar działalności, na których od kilku lat próbujemy swoich sił.
- W jakiej części rynku układów analogowych zamierzacie się specjalizować? Od czego zaczęliście?
Pierwszym naszym produktem jest w tej dziedzinie układ HSIC PHY współpracujący z obecnym w naszej ofercie od wielu lat kontrolerem interfejsu USB w wersji 2.0. Daje on nam możliwość zaoferowania kompleksowego rozwiązania komponentów USB. Jak wiemy, interfejs USB został wymyślony jako szybkie i proste łącze komunikacyjne służące do transmisji danych pomiędzy komputerem a układami peryferyjnymi.
Obecnie ten podstawowy zakres zastosowań poszerza się o komunikację pomiędzy układami scalonymi znajdującymi się na płytce drukowanej - temu właśnie służy standard HSIC. Z uwagi na krótkie odległości między komunikującymi się układami scalonymi HSIC PHY jest względnie prosty w porównaniu do tranceivera, tj. warstwy fizycznej (PHY), spełniającego wszystkie wymagania standardu. Zapotrzebowanie na komponenty wirtualne realizujące protokół USB szybko rośnie. Coraz więcej układów ASIC wykorzystuje to łącze i w konsekwencji rynek na komponenty wirtualne USB jest chłonny.
Niemniej trudno jest sprzedać sam kontroler, gdyż klient musi do niego gdzieś jeszcze nabyć interfejs warstwy fizycznej, czyli PHY. No i te firmy, które mają oba te elementy dostępne w ofercie, zwykle wygrywają. Dlatego naszym kolejnym produktem analogowym będzie właśnie warstwa fizyczna USB2 PHY. Aktualnie czekamy na próbki układu testowego wykonane w krzemie, które poddane zostaną finalnym testom. Wyników tych badań wyczekujemy z niecierpliwością, bo będą one dowodem, że mamy dużą wiedzę w zakresie USB i ukoronowaniem naszej 2-letniej pracy nad wprowadzeniem na rynek wirtualnych komponentów analogowych.
W dalszej kolejności planujemy przygotowanie układów PHY do pamięci NAND Flash, które będą spełniać najnowsze standardy szybkiej transmisji synchronicznej danych. Rozpoczęliśmy też prace nad układem warstwy fizycznej dla wersji 3.0 standardu USB, co z pewnością jest dużym wyzwaniem z uwagi na dużą częstotliwość pracy tego interfejsu (5 GHz). Z problemami technicznymi jest w tym obszarze ciężko się mierzyć, bo na krajowym rynku brakuje projektantów scalonych układów analogowych dysponujących szeroką wiedzą konstrukcyjną. Dlatego między innymi korzystamy z pomocy konsultantów zagranicznych wprost z Doliny Krzemowej.
- Skąd wynika Wasze zainteresowanie budową układów PHY?
Dla klienta wartość komponentu wirtualnego jest tym większa, im lepiej rozwiązuje on jego problem konstrukcyjny. Kontrolery USB są łatwiej dostępne na rynku. My też opracowaliśmy swój kontroler do wersji 3.0. Poza liderem rynku, firmą Synopsys, jesteśmy drugą na świecie firmą, która certyfikowała ten komponent, już w 2010 roku. Ale klienci oczekują, że dostawca bloków IP zaoferuje także stos programowy USB i warstwę fizyczną interfejsu, czyli PHY.
Te pierwsze dwa elementy mieliśmy, trzeciego niestety nie. A firmy niechętnie decydują się na kupno elementów od kilku dostawców własności intelektualnej, bo oznacza to dla nich więcej problemów. Na przykład, gdy projekt nie będzie działał prawidłowo, możliwe jest przerzucanie odpowiedzialności za błędy pomiędzy dostawcami. Pod względem ceny też nie zawsze wychodzi się na takim podziale najlepiej. Dochodzą do tego koszty związane z negocjacją dwóch umów licencyjnych.
"Komplety" sprzedają się lepiej i w efekcie dla nas zostawały w zakresie USB niszowe zastosowania, w których trzeba było dopasować kontroler do specyficznych wymagań aplikacyjnych lub takie, gdzie kontroler USB jest implementowany w FPGA i współpracuje z zewnętrznym transceiverem PHY. Dlatego naszą ambicją jest, aby mieć komplet komponentów niezbędnych do implementacji łącza USB w układzie scalonym i abyśmy mogli dzięki temu zdobyć około 10% rynku światowego. Ponieważ ponad połowę wartości rynku bloków IP USB stanowią układy PHY, więc w praktyce nie ma innego wyjścia.
- Czy cały wysiłek rozwojowy kierujecie obecnie w stronę układów analogowych? Co z dotychczasowymi liniami mikrokontrolerów, układami do Ethernetu?
Nasze mikrokontrolery to głównie produkty bazujące na rdzeniu "51". Składają się na to wersje wydajne i nowoczesne oraz okrojone do minimum i potrzebujące jedynie 3000 bramek do implementacji. Są one atrakcyjne dla firm, które chcą zachować oprogramowanie działające na "51", ale zyskać większą moc obliczeniową bez konieczności płacenia za 32-bitowe układy RISC.
Inne firmy potrzebują prostych mikrokontrolerów do celów pomocniczych w złożonych systemach scalonych SoC, gdzie pełnią pomocnicze funkcje zarządzania mocą, do monitorowania otoczenia w stanie spoczynku (oszczędzania mocy), ładowania programu i podobnych. Co ciekawe, ekspansja procesorów 32-bitowych oraz wzrost złożoności układów scalonych nie spowodowały zahamowania naszej sprzedaży. Nawet w najgorszym dla firmy okresie ostatnich lat, który przypadł na rok 2008, sprzedaż licencji na mikrokontrolery "51" wzrosła, co dowodzi, że firmy poszukują sprawdzonych i ekonomicznych podzespołów.
W ciągu 11 lat od wprowadzenia na rynek "szybkiej" wersji mikrokontrolera 8051 sprzedaliśmy ponad 200 licencji na te procesory. Najwięcej w roku ubiegłym! W ofercie mamy też "rdzenie" mikrokontrolerów dokładnie zgodnych z oryginałami Intela, które przydają się wielu firmom jako tzw. obsolete parts, czyli zastępują wycofane dawno z produkcji wersje pierwotne. Ponieważ pomysł na opracowanie dokładnego zamiennika procesora intelowskiego 80C51 chwycił, w konsekwencji opracowaliśmy odpowiedniki kolejnych takich popularnych produktów, jak Z80, 6502, 80186/188 i podobne.
W porównaniu do USB bloki IP związane z Ethernetem są wielokrotnie mniej popularne, a ich sprzedaż wartościowo nie przekracza 10% produktów USB. Gdy pominie się rozwiązania własne dużych firm komputerowych, nie wydaje mi się, aby na rynku w przyszłości powstawało wiele układów z Ethernetem. Dlatego nie będziemy raczej inwestować w rozwój kontrolerów Ethernet o gigabitowej prędkości dla tego interfejsu. Zamiast tego warto chyba postawić na kontrolery pamięci, na przykład do kart SD. Sprzedają się one dzisiaj bardzo dobrze, bo w wielu wchodzących na rynek urządzeniach pojawiają się sloty na karty pamięci, które trzeba obsłużyć.
- Jak wielki jest potencjał rynku i aktualna koniunktura?
Rynek powoli się odbudowuje po kryzysie i załamaniu w 2009 roku. Oceniam, że jego potencjał w skali globalnej wynosi do 2000 nowych projektów układów scalonych ASIC rocznie i dodatkowo do 4000 układów ASSP, co razem pozwala szacować liczbę powstających projektów na 5-6 tysięcy. Jest to dosyć dużo, a dodatkowo jeszcze rośnie liczba licencji, które trafiają do układów FPGA, będących coraz tańszą i lepszą alternatywą, która w naturalny sposób rozwija rynek. Matryce FPGA zapewniają też firmom mniejsze ryzyko projektowania i dlatego w kryzysie zainteresowanie FPGA rośnie.
- Jaką skalę produkcji musi mieć projekt układu scalonego, aby zastosowanie komponentów wirtualnych się opłaciło?
W zależności od akceptowanej ceny za wykonany w krzemie układ, może to być od kilkudziesięciu tysięcy do kilku milionów sztuk. Koszt licencji na komponenty wirtualne w typowym przypadku układu scalonego ASSP to jedynie ułamek wszystkich kosztów zaprojektowania i przygotowania produkcji układu scalonego. Z tego powodu sądzę, że piractwo wirtualnych podzespołów nie jest duże i nie wpływa negatywnie na biznes.
Dla firm działających powyżej pewnej skali jest to za duże ryzyko, bo jeśli w projekcie pojawią się błędy lub też integracja komponentu wirtualnego z resztą systemu zostanie źle zrobiona, całość trafido kosza. Oczywiście skoro w Chinach jest ponad 500 firm projektujących układy scalone, nie można wykluczyć, że nie wszystkie szanują prawa własności intelektualnej. Ale mimo tego ryzyka traktujemy rynek chiński z wielką uwagą, ze względu na ogromny potencjał jego rozwoju.
- Czy kupując licencję, zawsze płaci się z góry za cały projekt?
Licencja zwykle dotyczy jednego projektu, a więc jest pozwoleniem na wykonanie jednego projektu i realizacji w oparciu o niego serii jednakowych układów w krzemie. W tym segmencie rynku "semiconductor IP", w którym działamy, klienci bardzo rzadko płacą tantiemy od każdej powstałej sztuki układu, gdyż uważają, że ponosząc ryzyko projektu i płacąc za licencję bez pewności, że opracowany układ sprzeda się w zakładanej liczbie sztuk, nie mogą jednocześnie dzielić się sukcesem.
Podobnie rzadkością są kontrakty, gdy klienci płacą nam tylko tantiemy od każdej sztuki układu wprowadzonej na rynek, bez osobnej licencji za projekt. Taki model działania jest zwykle domeną nowych firm, które nie mają kapitału na starcie i nie mogą wyłożyć z góry pieniędzy na licencję. Podejmowaliśmy jednak kilkakrotnie ryzyko związane z takim modelem biznesu i włożyliśmy wiele wysiłku w wsparcie techniczne klienta, aby zostać niemile zaskoczonym, że projekt w końcu nie wszedł do produkcji.
- Jakim wysiłkiem jest wykonanie projektu wirtualnego komponentu, takiego jak kontroler USB?
Większość realizowanych przez nas projektów zamykała się w 2-5 "osobolatach" pracy. Te skomplikowane, sięgające 100 tysięcy bramek i więcej, mogą pochłonąć nawet dwa razy tyle więcej wysiłku.
- Na liście Waszych klientów znajduje się wiele znanych marek i firm elektronicznych z czołówki rynku. Jak dochodzi się do takiej pozycji?
Niewątpliwie ważny dla naszego rozwoju był kontrakt z firmą Cast. 20 lat temu, gdy zaczynaliśmy biznes, Polska nie była postrzegana jako kraj zaawansowanych technologii, dlatego jedynym wyjściem było nawiązanie współpracy z silnym dystrybutorem amerykańskim takim jak Cast. Do dzisiaj jest to nasz główny partner i cieszymy się, że Evatronix jest dla nich także największym dostawcą. Ich doświadczenie i zaangażowanie w marketing naszych produktów pomogło zaistnieć nieznanej firmie na świecie i sprzedawać produkty do największych firm światowych.
Oczywiście na początku naszym typowym klientem były nowo powstające małe "fablessowe" firmy półprzewodnikowe, które wybierały nas z uwagi na niższą cenę, dobrą jakość i dobre wsparcie techniczne. W zakresie projektowania układów scalonych rotacje kadrowe są dość częste, dlatego wiele osób, które zaczynało pracę w małych innowacyjnych firmach, z czasem przenosiło się do większych przedsiębiorstw. Ale kontakty z nami, referencje i zaufanie zwykle zostawały, przez co powoli zaczęliśmy też docierać do większych przedsiębiorstw.
Niestety specyfika branży jest taka, że jedynie nieliczne duże firmy elektroniczne przyznają się, że kupiły na wolnym rynku komponenty wirtualne do swoich układów i od kogo. Niemniej, gdyby z pierwszej dwudziestki największych firm półprzewodnikowych odrzucić producentów pamięci, połowa z reszty jest naszymi klientami. Każda z nich ma tuziny centrów projektowych na całym świecie, mających duży stopień samodzielności biznesowej, które nierzadko wybierają nas, co nie znaczy niestety, że jesteśmy przez nich postrzegani jako partner na szczeblu korporacyjnym.
- Czy komponenty wirtualne kupuje się gotowe z półki, czy też za każdym razem trzeba je dopasowywać do wymagań aplikacji i klienta?
Staramy się, aby zakres koniecznych modyfikacji był jak najmniejszy. Nasze projekty są na ogół konfigurowalne, obudowane skryptami do przetwarzania kodu RTL pozwalającym na tworzenie tysięcy możliwych konfiguracji przez wybranie opcji i automatyczne przygotowanie właściwego kodu RTL i środowiska testującego.
W ten sposób modyfikacje wraz z pełnym przetestowaniem jesteśmy w stanie przygotować w ciągu kilku dni. Potem pomagamy w integracji naszego bloku w chipie klienta. Dlatego nawet jeśli sprzedajemy licencję projektu gotowego, a więc z półki, potrzebne jest nasze wsparcie i nadzór nad integracją tego komponentu z resztą systemu.
- Czy Evatronix konkuruje na rynku tylko ceną licencji?
Jesteśmy tańsi od konkurencji, ale z czasem różnice w cenach są coraz mniejsze. W stosunku do liderów rynku staramy się być agresywni cenowo, co jest potrzebne zwłaszcza na rynkach dalekowschodnich, natomiast w Europie i USA klienci wiedzą, że dobre produkty kosztują. Dlatego coraz częściej konkurujemy zakresem usług. Na przykład podejmujemy się wykonać dla klienta inne specyficzne bloki i komponenty, bo oprócz produktów gotowych tworzących główne bloki zawsze trzeba zrobić coś specyficznego.
Dlatego oferta projektanta, który jest w stanie połączyć pojedyncze klocki w całość oraz zaprojektować otoczkę sprzętową, też jest ważnym atutem. Niemniej w ostatnim okresie ten czynnik ma słabsze znaczenie, bo z uwagi na kryzys w Dolinie Krzemowej wielu tamtejszych projektantów nie ma pracy i pracuje na zlecenie nierzadko za połowę "normalnych" cen branych przez firmy amerykańskie. Widać to zwłaszcza w zakresie układów cyfrowych.
Dodatkowo na rynku istnieje konkurencja ze strony firm indyjskich i chińskich, które także chcą tworzyć i sprzedawać bloki IP. Szczęśliwie koszt zatrudnienia wykwalifikowanej kadry projektantów na całym świecie szybko się wyrównuje, co powoduje, że konkurencja ze strony Chin i Indii nie jest tak silna jak w innych branżach. Poza tym rynek pracy w tej branży jest dosyć płytki. Nawet jeśli w jakimś kraju, na przykład w Wietnamie, są dzisiaj fachowcy znacznie tańsi, to jest ich tak niewielu, że ich wynagrodzenia szybko rosną. Oczywiście największy problem jest z wykwalifikowaną kadrą w zakresie układów analogowych.
- Czy projektowanie podzespołów wirtualnych to praca wyłącznie z komputerem?
Każdy projekt po symulacjach musi zostać zaimplementowany w krzemie i przetestowany w rzeczywistym układzie. Dla komponentów cyfrowych prototypowanie można zrealizować z wykorzystaniem układów programowanych (FPGA). Ale w przypadku układów analogowych konieczne jest wykonanie chipu testowego. Do tych zadań mamy specjalny zespół, specjalne narzędzia projektowe, a prototypowe układy scalone wykonujemy, współpracując z LFoundry.
Testując układy analogowe, musimy zbadać funkcjonalność w pełnym zakresie temperatur pracy, napięć zasilania i innych warunkach, które mogą wystąpić w aplikacji. Nie można zaskakiwać klienta tym, że wszystko działa w symulacji, a w rzeczywistości nie. Niestety koszty wprowadzenia na rynek komponentów analogowych są w związku z tym dużo większe niż w przypadku komponentów cyfrowych.
- W jaki sposób tworzycie w firmie plany rozwoju, kreślicie kierunki aktywności i definiujecie kształt nowych produktów? Czy to są wyłącznie Wasze oceny i decyzje?
Współpracujemy z kilkoma konsultantami zagranicznymi znającymi rynek półprzewodnikowy i mającymi wiedzę aplikacyjną po to, aby jak najlepiej się rozwijać. Oni tworzą Radę Techniczną Evatroniksu, wspomagając nas w analizie kierunków rozwoju technologii projektowania układów scalonych.
Zatrudniliśmy też w roli wiceprezesa ds. marketingu i sprzedaży zagranicznego fachowca dobrze znającego branżę półprzewodnikową. Będąc w istocie firmą globalną, musimy rozwijać kontakty z klientami na całym świecie. Współpraca z nimi to kluczowy czynnik planowania rozwoju, bo technologia półprzewodnikowa rozwija się dynamicznie i trzeba umieć trafnie wybierać kierunki warte inwestycji.
- Jak wyobraża sobie Pan przyszłość Evatroniksu?
Jak wielu krajowych specjalistów zaliczam się do grona osób, które obserwowały upadek krajowej elektroniki, a zwłaszcza przemysłu półprzewodnikowego związany z przemianami ustrojowymi lat dziewięćdziesiątych. Może właśnie dlatego marzy mi się, aby w przyszłości Evatronix nie tylko projektował komponenty wirtualne używane w układach scalonych, ale stał się firmą fabless, wytwarzającą własne chipy.
Chciałbym, aby nasz zespół przebił się na rynku ze swoim dużym potencjałem technicznym i zaczął być postrzegany - stosownie do swoich możliwości, jako jednostka dostarczająca kompletnych, wysokiej jakości, rozwiązań IP dla producentów układów scalonych. Jestem pewien, że za tym pójdzie też znacząco większa sprzedaż. Pracujemy nad tym, abyśmy w przyszłości pojawiali się z nowymi produktami na rynku jako jedni z pierwszych.
Kontroler USB 1.0 wprowadzaliśmy na rynek 5 lat od premiery tego standardu, w przypadku USB 2.0 były to już tylko trzy lata, a certyfikację na kontroler USB 3.0 uzyskaliśmy niespełna 2 lata po opublikowaniu specyfikacji tego standardu. Zależy mi, abyśmy w przyszłości zaliczali się do grona współtwórców definicji nowych standardów i wchodzili z nowymi produktami na określony segment rynku na samym początku jego rozwoju.
Komponenty analogowe są kluczem do tych sukcesów i traktuję ich projektowanie priorytetowo. Rok bieżący i przyszły powinny być dla nas przełomowe. Ukończenie projektów związanych z blokami PHY oraz kontrolera "hosta" USB 3.0 powinno nas wprowadzić do nielicznego grona firm posiadających kompletne rozwiązania dla łączy USB.
Rozmawiał Robert Magdziak