Rozmowa z Bogdanem Maliszewskim, dyrektorem generalnym UL International Polska

| Wywiady

Jesteśmy elastyczni, ale i też wymagający w stosunku do naszych klientów

Rozmowa z Bogdanem Maliszewskim, dyrektorem generalnym UL International Polska
  • Znak UL można często dostrzec na obudowach wielu urządzeń. Coraz częściej też pojawiają się informacje branżowe, że jakaś firma uzyskała taki certyfikat dla swoich wyrobów. Widać, że jest to dla nich spore osiągnięcie i powód do dumy. Jaka wartość kryje się za tymi skrótem?

Mówiąc najprościej, znak UL oznacza, że oznakowany nim wyrób jest bezpieczny. Ale pogłębiając to stwierdzenie, można zauważyć, że kryje się za nim kilka aspektów. Pierwszy jest ważny dla klienta i użytkownika produktu ze znakiem UL, gdyż potwierdza jego bezpieczeństwo w użytkowaniu i dowód na to, że jego projekt oraz proces produkcyjny jest realizowany zgodnie z obowiązującymi przepisami prawnymi. Dodatkowo jest to informacja, że wytwarzanie tego wyrobu jest przez cały czas monitorowane przez naszych inspektorów.

UL jako organizacja wykonuje wszystkie badania pod kątem bezpieczeństwa we własnym zakresie, tak samo jak inspekcje w czasie trwania produkcji wykonywane są przez naszych pracowników. Nie przerzucamy tego obowiązku na producenta, nie wyręczamy się współpracującymi z nami innymi firmami, gdyż uważamy funkcjonujący w Europie system samodzielnej ewaluacji produktu i znak CE za niedoskonały i niestety podatny na nieuczciwe praktyki w biznesie. Uważamy, że w zakresie bezpieczeństwa nie ma miejsca na półśrodki i kompromisy w podejściu do badań, a o tym, czy produkt jest bezpieczny, powinni decydować profesjonaliści.

  • Za ogólnym terminem "bezpieczeństwo" kryje się wiele zagadnień, od właściwej izolacji zabezpieczającej przed porażeniem prądem, poprzez niepalność, nietoksyczność aż po kompatybilność elektromagnetyczną. Czy UL obejmuje te wszystkie pojęcia składowe?

Zdecydowanie tak, definicja bezpieczeństwa nie tylko zmienia się w zależności od typu i przeznaczenia wyrobu, ale także ewoluuje w czasie. Dawniej była to przede wszystkim ochrona przez pożarem i porażeniem, dzisiaj coraz częściej chodzi o zapewnienie kompatybilności elektromagnetycznej, komunikacji bezprzewodowej czy też elementów bezpiecznej funkcjonalności produktu. Oczywiście nie zawsze znak UL potwierdza wykonanie wszystkich dostępnych badań, bo zakres określają normy w zależności od typu produktu i przeznaczenia.

  • Dla przeciętnego polskiego producenta elektroniki znak UL może kojarzyć się z firmą amerykańską oraz wymaganiami formalnymi, które trzeba spełnić, aby sprzedawać wyrób w USA. Po co mają się oni starać o UL, gdy akurat rynkiem w USA nie są zainteresowani?

UL nie jest już dzisiaj firmą amerykańską i właściwsze byłoby jej określanie jako firmy globalnej z rodowodem amerykańskim. Większość dochodów firmy i jej pracowników jest spoza Stanów Zjednoczonych. Pomagamy producentom urządzeń i eksporterom w dotarciu na różne rynki na świecie.

Zalicza się do tego oczywiście teren USA, gdyż jest to ogromny rynek w skali świata, ale w praktyce jest to cały świat. UL jako organizacja tworzy system zapewniania i kontroli bezpieczeństwa wyrobów w USA, pisze standardy i normy w kooperacji z użytkownikami i producentami. Historia organizacji liczy sobie ponad 120 lat, co przekonuje, że my się po prostu na tym znamy.

Korzyść dla producenta jest taka, że ułatwiamy mu dotarcie na rynki zagraniczne. Głównie w zakresie wymagań prawnych i certyfikacji technicznej, które obowiązują w danych krajach. Niemniej UL ma też wartość marketingową, bo kojarzy się jednoznacznie z dobrą jakością.

  • Poza terenem USA nie ma obowiązku prawnego, aby dany wyrób musiał uzyskać akceptację przez UL. Jak zatem przekonujecie producentów do tego, aby się o niego starali?

To jest właśnie główna zaleta znaku UL - nie ma obowiązku prawnego jego uzyskiwania. Nasi klienci nie przychodzą do nas, bo muszą, tylko dlatego, że chcą. Badania rynku pokazują, że znak UL pozwala sprzedać więcej wyrobów, na przykład dzięki temu, że wiele sieci handlowych oraz dużych dystrybutorów kieruje się przy wprowadzaniu wyrobów na półki tym, czy dany produkt ma taki znak, czy też nie. A jeśli nie więcej sztuk, to z pewnością za lepszą cenę. Sztandarowym przykładem, że UL to nie tylko rynek USA, są kraje Bliskiego Wschodu, gdzie nasz znak jest tak samo poszukiwany i wymagany.

To samo można zaobserwować poza rynkiem konsumenckim, gdzie wiele dużych instalacji przemysłowych jest nadzorowanych przez służby techniczne lub lokalnych inspektorów. Oni z nami współpracują, otrzymują od nas informacje techniczne, uczestniczą w organizowanych przez UL seminariach i szkoleniach.

Nasze relacje cechuje tutaj zaufanie budowane przez dekady, dzięki czemu osoby te wiedzą, że produkty przez nas oznaczone są dla nich wartościowe, gdyż niosą ze sobą relatywnie małe ryzyko. Stąd wynikają korzyści marketingowe, gdyż w swojej pracy stawiają oni na to, co przebadali specjaliści, a niekoniecznie na to, co na obudowie napisał nieznany im producent.

Dzisiaj rynek szybko traci swój lokalny charakter i nierzadko okazuje się, że produkt polskiego producenta może znaleźć nabywcę na odległych rynkach. Inspektorzy UL z Polski i tamtejszego rynku mogą się porozumieć i ustalić, jak to urządzenie w Polsce trzeba sprawdzić, aby po zainstalowaniu tam, nie było kłopotów prawnych i formalnych.

Zresztą ten mechanizm działa też w drugą stronę - krajowi producenci też kupują do produkcji komponenty, moduły i materiały. Ich łańcuch zaopatrzenia obejmuje nierzadko tysiące pozycji, które są wytwarzane na całym świecie i pochodzą od wielu dystrybutorów. Nasze podejście mówi, że system jest bezpieczny na tyle, na ile są bezpieczne jego komponenty. Dlatego zawsze na początku pracy identyfikujemy te kluczowe dla tego produktu podzespoły i żądamy, aby były one przebadane.

Jeśli uznamy, że jest nim zasilacz, to wymagamy, aby miał on aprobatę UL. W ten sposób inspektor w Polsce dba o to, aby producent użył bezpiecznego zasilacza, a inspektor w Chinach, aby ten zasilacz tamtejszy producent wyprodukował jako bezpieczny itd. aż do ostatnich materiałów i podzespołów. Efekt jest taki, że producent, korzystając z zasilacza ze znakiem UL, korzysta z całego wcześniejszego systemu badań i kontroli.

Kolejną korzyścią jest to, że produkcja jest testowana i badana przez UL przynajmniej cztery razy do roku w ramach inspekcji produkcji. Nasi inżynierowie odwiedzają zakłady i weryfikują, czy produkcja jest realizowana tak samo i w oparciu o te same materiały, które były użyte na początku do badań. A jak są zmiany, to weryfikują ich wpływ na bezpieczeństwo, robiąc dodatkowe testy. W samej Europie dokonujemy 54 tys. inspekcji, a na świecie ok. 0,5 mln rocznie, co przekonuje, że nasze podejście jest najbardziej odporne na nadużycia.

  • Jakie podejście do kwestii bezpieczeństwa mają firmy elektroniczne? Kiedy ta tematyka staje się dla nich aktualna?

Wiele firm sprawy związane z certyfikacją i legalnym dostępem do rynku zostawia na koniec, bo dominuje myślenie najpierw o rozwoju na rynku lokalnym, a dopiero po tym o ekspansji zagranicznej. To czasami powoduje problemy, gdyż mimo wielu działań w kierunku harmonizacji wymagań w zakresie bezpieczeństwa, cały czas są one w poszczególnych krajach różne.

Gdy wymagania bezpieczeństwa na rynku światowym są częścią wymagań projektowych, problemy są zminimalizowane. Ale oparcie projektu na regulacjach UE może powodować problemy z dostępem do innych rynków, np. rynków azjatyckich. W konsekwencji może to przerodzić się w konieczność przeprojektowania urządzenia i związane z tym dodatkowe koszty.

Często planując sprzedaż produktu za granicą, szukamy na tamtejszym rynku agencji certyfikujących, po to, aby uzyskać od nich wymagane dopuszczenia. Tymczasem my, jako lokalny oddział UL, bierzemy takie działania na siebie, dzięki czemu ten producent kontaktuje się tylko z nami bez względu na to, w jakim kraju chce sprzedawać.

Im większe plany rozwoju sprzedaży pod kątem geograficznym, tym ta możliwość, aby załatwić wszystko z nami, po polsku, tuż obok, a więc w tej samej strefie czasowej, jest korzystniejsza. To dlatego, że wiele przepisów na świecie w zakresie bezpieczeństwa jest wspólnych. Jak wspomniałem, pełnej harmonizacji nie ma, ale z drugiej strony nie jest też tak, że zawsze formalności wyglądają inaczej.

Są porozumienia międzynarodowe w zakresie honorowania testów i badań zrobionych przez jednostki wchodzące w skład, a przykładem może być porozumienie CB, do którego należymy. To już upraszcza wejście na wiele rynków, a w dostępie na inne jesteśmy w stanie pomóc wykonując analizy formalne i testy techniczne w taki sposób, aby nie trzeba było ich za każdym razem powtarzać.

Mamy 150 laboratoriów badawczych na całym świecie, co ułatwia nam nie tylko realizację badań, ale także spełnianie wymagań formalnych. Nasze lokalne odziały znają doskonale lokalne uwarunkowania. Jest to spore uproszczenie dla przedsiębiorców z nami współpracujących. Innymi słowy, gdy ktoś potrzebuje zapewnić dostęp rynku japońskiego do swoich wyrobów, może to zrobić razem z nami z Polski.

  • Czy krajowe laboratorium UL wykonuje wszystkie testy i badania w zakresie bezpieczeństwa?

Nasze laboratorium badawcze zajmuje się urządzeniami przemysłowymi, sprzętem medycznym i sprzętem IT, jak komputery lub drukarki. Niemniej w praktyce dla naszych klientów nie ma większego znaczenia, gdzie wyrób jest badany, bo nasze laboratoria tworzą spójną i działającą razem sieć liczącą aż 150 placówek.

  • Jaka jest świadomość projektantów elektroniki w zakresie bezpieczeństwa urządzeń?

Projektanci elektroniki w zdecydowanej większości przypadków patrzą na swoją pracę przez pryzmat funkcjonalności tworzonych urządzeń. Najczęściej to my jesteśmy tymi, którzy zaczynają zadawać niewygodne pytania i drążyć temat bezpieczeństwa pytaniami "co się stanie, gdy ten element się zepsuje?". Niemniej to, że problem bezpieczeństwa jest podnoszony tak późno, pokazuje też, jak ważne jest, aby producent mógł rozmawiać z nami w swoim języku, w swojej firmie, a nie pisał do osób na innym kontynencie.

Warto zauważyć, że to, co robimy, to tak naprawdę są procesy redukcji ryzyka. Nie ma produktów w pełni bezpiecznych ani nie ma sensu walczyć o jego obniżenie do ekstremalnie niskiego poziomu, bo niestety wywołałoby to taki wzrost kosztów produkcji, że nikogo nie byłoby stać na ten produkt. Stąd zadaniem UL jest obniżenie ryzyka do poziomu akceptowalnego i w taki sposób, aby koszty z tym związane nie przeszkodziły w sprzedaży.

Sprzęt medyczny jest tu doskonałym przykładem. Ustalenie bardzo surowych norm bezpieczeństwa wywołałoby wzrost cen urządzeń i spowodowałoby, że część osób nie mogłoby z niego skorzystać. A brak dostępu do urządzenia diagnostycznego może dla chorych być bardziej niebezpieczny niż samo urządzenie. Staramy się, aby nasze decyzje techniczne zawsze były uzasadnione. Stąd odpowiadanie na pytania, dlaczego mamy takie, a nie inne wymagania, jest codziennością naszej pracy.

  • Czy na znak UL polskich producentów jest stać?

Dyskusja o kosztach i tym, czy ich ponoszenie jest niezbędne, jest trudna, gdyż zależy od rynku i kontekstu. W niektórych krajach, zwłaszcza jeśli chodzi o produkty podwyższonego ryzyka, trudno jest spotkać produkty niecertyfikowane, więc badania są po prostu składnikiem cen produkcji. Istotne też jest to, co się stanie, gdy na skutek splotu wydarzeń nastąpi jakaś awaria.

Niestety wypadki się zdarzają i wówczas padają pytania o przyczynę nieszczęścia i odpowiedzialność producenta. Być może było to złe użytkowanie albo losowy wypadek, a może jakaś wada ukryta. Więc dla producenta z Polski współpraca z zewnętrzną organizacją, jak UL, jest wówczas pomocna w wyjaśnieniu sprawy i bronieniu klientów w sądzie. A my zawsze jesteśmy gotowi do obrony naszych badań i poświadczenia naszego profesjonalizmu.

Badania przeprowadzone na rynku europejskim wykazały, że 16% urządzeń ze znakiem CE miało poważne problemy bezpieczeństwa. A więc nie w zakresie proceduralnych uchybień, ale poważne problemy jakościowe. Z kolei tych wyrobów, które były dodatkowo badane przez niezależne laboratoria, i sprawiały problemy był tylko 1%. To pokazuje, że system europejski nie najlepiej eliminuje niebezpieczne produkty z rynku.

Wracając do cen usług, można powiedzieć, że rozliczamy się z klientami w ramach ustalonej sumy obejmującej cały projekt badania i analizy produktu, szczegółowy raport oceny bezpieczeństwa i wydanie certyfikatu. Druga część współpracy obejmuje audyty i inspekcje w czasie produkcji, które odbywają się przynajmniej cztery razy rocznie. Tutaj opłata zależy od produktu i miejsca produkcji. Gdy konstrukcja wyrobu się zmieni, może być konieczne otwarcie nowego projektu badań, ale już w mniejszej skali.

Za naszym certyfikatem kryje się spora wartość dodana dla producenta i klienta. Opatrzony znakiem UL produkt kierowany jest na rynek światowy i zwykle konkuruje tam z wieloma innymi wyrobami. Chodzi o to, aby był postrzegany jako ten z górnej półki.

Dodam, że każdy projekt jest wyceniany indywidualnie i jesteśmy otwarci na współpracę. Prowadzimy też programy wsparcia dla nowych innowacyjnych firm na rynku, tzw. startupów. Wspieramy ich wiedzą szkoleniami oraz stosujemy systemy płatności, które uwzględniają to, że firmy te zwykle mają na początku skromne zasoby finansowe.

Rozmawiał Robert Magdziak