Rozmowa z Tadeuszem Górnickim prezesem zarządu WG Electronics w Warszawie

| Wywiady

Punting in Cambridge czyli dokąd płynie ARM ? "Daleki jestem od skreślenia Intela lub ustawienia go na przegranej pozycji. Przypuszczam jednak, że globalny rynek mikroprocesorów może się tak spolaryzować, że zostanie na przykład dwóch dominujących graczy. Chcę powiedzieć tylko, że nasz partner ARM ma niepowtarzalną szansę walczyć w tym wyścigu o złoto. A rywalizacja takich dwóch firm, bądź co bądź wizjonerów branży, ma swoje smaki i smaczki. "

Rozmowa z Tadeuszem Górnickim prezesem zarządu WG Electronics w Warszawie

 

  • Z tego, co wiem, był Pan ostatnio w Cambridge na spotkaniu strategicznych partnerów firmy ARM. Chciałbym, żeby podzielił się Pan z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami. Czy z tego spotkania wynikają wnioski, co do przyszłości mikrokontrolerów ARM?

To coroczne spotkanie było przede wszystkim bardzo reprezentatywne i cieszyło się dużym zainteresowaniem. Brali w nim udział, poza szeroką reprezentacją samej firmy ARM, menedżerowie największych producentów podzespołów, firm produkujących oprogramowanie i twórców systemów. Prezentacje i rozmowy dotyczyły więc nie naukowych wizji na temat perspektywicznych technologii, tylko konkretnych planów na przyszłość snutych przez poważnych graczy rynkowych. 

Tematyka spotkania miała też znacznie szerszy zakres niż sygnalizowane w Pana pytaniu mikrokontrolery, przez pryzmat których my w Polsce zwykle postrzegamy firmę ARM. Dotyczyła przyszłych procesorów do wszelkich zastosowań m.in. w komputerach, komunikacji mobilnej i układach sterowania. ARM rusza bowiem na wojnę – na podbój nowych obszarów zastosowań. Jak wskazuje historia, ARM to firma z wizją i dużym potencjałem intelektualnym. Zaangażowanie finansowe licznych partnerów w projekty oparte na blokach IP ARM i szeroki front aktywności rynkowej wskazuje, że należy wieszczyć im wszystkim sukces.

  • Słowo wojna sugeruje, że zmagania rynkowe będą nie tylko ciężkie, ale będą toczyły się między wielkimi tuzami. O co toczy się gra?

Pytanie „o co” jest tutaj chyba najważniejsze. O stale rosnący światowy rynek aplikacji embedded bazujących na układach System-on-Chip, który w perspektywie pięciu lat szacowany jest na ponad 15 miliardów podzespołów SoC rocznie. Również o nowe aplikacje, w których dotychczas dominowali inni producenci m.in. rynek notebooków i dynamicznie rozwijający się sektor innych niż telefonia komórkowa urządzeń mobilnych. Z tego bezpośrednio wynika odpowiedź na pytanie „z kim”. 

Wielcy producenci mikrokontrolerów, jak np. ST Microelectronics, NXP, Texas Instruments, Frescale, Atmel, kupując licencje i produkując ARM-y, z potencjalnych przeciwników stali się w tym konflkcie interesów sprzymierzeńcami. Widać to po tym, że mniejsi producenci mikrokontrolerów raczej się marginalizują. Rynek mobilnych urządzeń, przede wszystkim w telefonii komórkowej, jest już w 98% opanowany przez rdzenie ARM. Dlatego ekspansja musi nastąpić w innym obszarze. Biorąc więc pod uwagę, że ARM-y to rodzina procesorów o ultraniskim poborze prądu, głównie do zastosowań mobilnych, to odpowiedź na pytanie, kto na polu masowych urządzeń mobilnych może być realnym przeciwnikiem, nasuwa się sama.

  • Intel ?

Dokładnie tak.

  • Do prorokowanego przez Pana starcia gigantów może jednak nie dojść. De facto działają oni w innych obszarach szerokiego i wielowymiarowego rynku urządzeń mobilnych.

Dzisiaj to jeszcze tak wygląda, ale przyjrzyjmy się dokładnie najnowszym urządzeniom mobilnym jak iPhone, BlackBerry i porównajmy je z notebookami lub mniejszymi netbookami. Czy rzeczywiście dużo im brakuje do tego, aby być uważane za komputer? Zauważmy też, że popularne serwisy FaceBook, YouTube, iTunes, Google nie są już przywiązane do komputera i można je obsługiwać za pomocą telefonu. 

Intel – Goliat na rynku procesorów – zadeklarował zainteresowanie rynkiem telefonii komórkowej i innych mobilnych gadżetów. Zaprezentował sukcesora procesorów XScale, jakim jest niewątpliwie Atom. Planuje przenieść moc pecetów w świat telefonii mobilnej. Jednocześnie ARM wchodzi na rynek mobilnych netbooków i minikomputerów zaprojektowanych do odbierania poczty i surfowania po sieci. Nietrudno wywnioskować, że dojdzie do starcia.

  • Czy koniecznie Dawid musi pokonać Goliata?

Daleki jestem od skreślenia Intela lub ustawienia go na przegranej pozycji. Przypuszczam jednak, że globalny rynek mikroprocesorów może się tak spolaryzować, że zostanie na przykład dwóch dominujących graczy. Chcę powiedzieć tylko, że nasz partner ARM ma niepowtarzalną szansę walczyć w tym wyścigu o złoto. A rywalizacja takich dwóch firm, bądź co bądź wizjonerów branży, ma swoje smaki i smaczki. Po pierwsze, wpadają na siebie dwa nurty aplikacji: komputerowy i sprzętu mobilnego. 

Po drugie, pośrednio rywalizują ze sobą amerykańska Dolina Krzemowa i jedyny chyba europejski ośrodek nowatorskiej myśli naukowej i technicznej, za jaki można uważać środowisko wywodzące się z uniwersytetu w Cambridge. Po trzecie, spotykają się dwa modele biznesowe XX i XXI wieku. Ten ostatni aspekt jest chyba najciekawszy. Intel bowiem po staremu sam projektuje i produkuje układy, z czego wynika szereg ograniczeń związanych z koniecznością ochrony swoich zysków i własności intelektualnej. 

Cieszy się przy tym podobnie jak Microsoft sławą i niesławą wymuszania standardów i ograniczania konkurencji. ARM został natomiast stworzony z wizją podziału prac między swoich partnerów i maksymalnego poszerzenia potencjału intelektualnego i produkcyjnego zaangażowanego w swój standard. Firma daje przepis, jak ma wyglądać rdzeń procesora, a poszczególni producenci półprzewodników obudowują go swoimi peryferiami szytymi na miarę różnych aplikacji i konkurują procesorami między sobą. 

Końcowi projektanci urządzeń dostają więc od różnych dostawców tanie procesory ze zunifikowanym rdzeniem i listą instrukcji. No i jeszcze kompatybilne ze sobą narzędzia projektowe. Rynkowi nie grozi więc w tym przypadku ograniczenie konkurencyjności. Nie mam danych, aby porównać szeroko rozumiany potencjał zaangażowany w projekty ARM-a i Intela. Może się okazać, że „siła złego na jednego” i kto inny okaże się rzeczywistym tytanem. Goliata przecież da się pokonać sprytem i sposobem.

  • Jednak za Intelem przemawia wszechobecny Windows. Określenie Wintel definiujące architekturę sprzętu od Intela i oprogramowania od Microsoftu też świadczy o silnych związkach obu firm.

Windows chodzi przecież też na innych platformach sprzętowych niż Intel, a za odpowiedź niech posłuży informacja – Microsoft też jest partnerem ARM-a i nie jest związany biznesowo tylko z jednym partnerem.

  • Odnosząc rzuconą przez Pana liczbę przewidywanego rocznego zapotrzebowania świata na procesory do jego populacji wynika, że każde dziecko na świecie, każdy człowiek w Afryce lub dżungli Amazonii będzie kupował dwa mikroprocesorowe urządzenia mobilne w roku.

Żartobliwie odpowiadając, mogę sobie wyobrazić, że niemowlę, mające mikroprocesorowe urządzenie monitorujące czy śpi, płacze czy ma mokro, łączy się bezprzewodowo z osobistym przenośnym terminalem mamy. A jak rośnie, to rosną jego potrzeby, również komunikacyjne. Gorzej z wyobrażeniem sobie np. mikroprocesorowo sterowanej dzidy, gdzieś w buszu. Statystyki są jednak mylące tak jak to było ze średnim spożyciem alkoholu w naszym kraju. 

Nie znam nikogo, kto zbliżył się nawet do średniej, a wynik krajowy był imponujący i monopol miał się dobrze. Poważnie natomiast mówiąc, spójrzmy, gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy. Wszyscy jesteśmy zgodni, że czeka nas powszechny, wszechobecny dostęp do sieci. Dzisiaj korzystamy z tego głównie przez komputery i komunikatory przenośne. Wiemy jednak, że wszystkie urządzenia, z których korzystamy na co dzień w domu, w pracy lub na urlopie na bieżąco będą się komunikować w sieci i nie muszą być przy tym tylko jednoprocesorowe. 

Na przykład robiąc zdjęcia, natychmiast prześlemy je przez Internet do elektronicznej ramki na biurku bliskich. Taka wizja ma szansę zrobić oczekiwaną statystykę. Dlatego ARM myśli o komputerach i komunikatorach pracujących bez zasilania sieciowego 24 godziny na dobę. Osiągnął to z telefonami, zrobi i z innym sprzętem.

  • Ale chyba to nie jest takie łatwe zadanie. Są tu jednak bariery?

Oczywiście na naszym spotkaniu i ta kwestia była poruszana. Kwestia mocy jest podstawowym problemem, zarówno z punktu widzenia odprowadzenia jej w postaci wydzielanego ciepła, jak i jej doprowadzenia w postaci zasilania bateryjnego. W tej ostatniej kwestii oczekiwany jest postęp i nowe technologie zasilania. Oczywiście stale optymalizowany jest pobór mocy. 

Jednak w związku ze spodziewanym postępem technologii w perspektywie najbliższych lat do 22 nm, stopień komplikacji i upakowanie układów wzrośnie. Moc w strukturze więc się nie zmniejszy, a na spotkaniu wspomniano o wielowarstwowych układach scalonych, gdzie w jednej obudowie mamy kilka płytek krzemu, analogicznie do druków wielowarstwowych, a poszczególne struktury komunikują się wewnętrznie bezprzewodowo. Na razie to rzucona wizja, ale czy nie ma szans na realizację?

  • Technologia SoC, układy dedykowane do masowo produkowanych urządzeń – gdzie w tym świecie jest miejsce dla polskiej stosunkowo nieskomplikowanej i niszowej elektroniki?

Po pierwsze, rdzeń ARM można integrować w układach FPGA, a to już jest w zasięgu polskiej technologii. Po drugie, jedną z dynamicznie rozwijanych linii procesorów są mikrokontrolery uniwersalne ARM Cortex-M. Chociaż w skali globalnej stanowią one małą część sprzedawanych procesorów ARM (ok. 2/3 obrotów daje rynek telefonów komórkowych), to dla naszego rynku są obecnie najistotniejsze z całej oferty ARM-a. Po trzecie, przed postępem nie uciekniemy. 

To, co kiedyś projektowaliśmy w postaci obwodów drukowanych, dzisiaj tworzy się w krzemie. Innej elektroniki i specjalnej oferty dla Polski nie będzie. Dlatego w dalszej perspektywie i u nas w kraju muszą być projektowane dedykowane układy SoC. Albo popłyniemy z wartkim nurtem, albo zostaniemy na brzegu, obserwując odpływających konkurentów. W naszej branży to kwestia utrzymania się w nowoczesnej Europie. Optymistyczne jest jednak to, że już dzisiaj są w Polsce centra projektowe i programistyczne obsługujące zaawansowane projekty również zachodnich koncernów. Już dzisiaj pojawia się rynek na narzędzia sprzętowe i programowe bardziej zaawansowane niż np. powszechnie znane oprogramowanie Keila, które od lat oferujemy.

  • Jak wygląda taka oferta narzędzi w Waszym przypadku?

Od 20 lat, oferując naszym klientom szeroko rozumiane narzędzia projektowe i produkcyjne dla techniki mikroprocesorowej, stawiamy sobie obecnie za cel zapewnienie kompleksowej oferty dla naszych klientów w zakresie wspomagania projektowania urządzeń opartych o rdzenie ARM. Oferujemy tradycyjnie środowisko programowe IDE, kompilatory C/C++, symulatory, debugery – produkty mojego długoletniego partnera i przyjaciela Reinharda Keila. Poszerzyliśmy też naszą ofertę w stronę bardziej zaawansowanych narzędzi, mając na swojej liście pełny zakres produktów firmy ARM obecnego właściciela marki Keil. 

Uzupełniają ją jeszcze profesjonalne debuggery i emulatory firmy iSystem. Jest też oprogramowanie w postaci bibliotek real-time’owych, systemu plików czy też stosów TCP/IP, USB. Sądzę, że możemy każdemu zaoferować produkt stosownie do potrzeb. Kończąc, chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na szersze znaczenie pojęcia narzędzi dla technologii ARM. Zastosowanie procesora ARM otwiera bowiem nowe możliwości na przykład testowania urządzeń w technice boundary-scan za pośrednictwem interfejsu JTAG. Tu podobnie jak w przypadku ARM-a jesteśmy u źródeł, będąc partnerem firmy JTAG.

  • Jakie więc wnioski?

ARM to wizja i rzeczywistość, to potencjał własny i partnerów. ARM to także konsekwencja i sukces. Warto iść ramię w ramię z ARM-em w tym samym kierunku, tym bardziej że w drodze tej można wesprzeć się na doświadczeniu i wiedzy wielu partnerów, takich jak chociażby m.in. WG Electronics.

  • Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję i jeszcze raz zapraszam do współpracy.

Rozmawiał Robert Magdziak