Rozmawiamy z Tadeuszem Górnickim, prezesem WG Electronics
| WywiadyO perspektywach i możliwościach rozwoju specjalistycznych firm inżynierskich w Polsce
- Ostatnie dwa lata w światowej elektronice to czas akwizycji i konsolidacji, bo w zasadzie nie ma tygodnia bez informacji, że znana firma A kupiła inną znaną firmę B. Jak tak dalej pójdzie, to na rynku zostanie garstka wielkich producentów półprzewodników i dystrybutorów. W jaki sposób takie procesy oddziałują na nasz rynek i firmy takie jak Pana?
W biznesie, podobnie jak w życiu, stabilność i przewidywalność jest podstawą. Stąd nierzadko głównym życzeniem wielu firm staje się to, aby kolejny dzień nie przyniósł nic rewolucyjnie nowego. Dla nas nabrało to szczególnego znaczenia w ostatnim roku. Od dawna bowiem czuliśmy, że w zakresie dystrybucji podzespołów jest coraz ciaśniej.
Pracy było coraz więcej, a prowizje spadały. Sama walka o klienta stawała się coraz bardziej brutalna, gdyż rynek dystrybucji w skali globalnej jest jeden - daje możliwość przepływu towarów między różnymi krajami i różnymi kanałami sprzedaży, co jest wykorzystywane przez obrotnych dostawców.
Stąd zmiany, jakie przyniósł poprzedni rok w podziale zadań między WG Electronics a Computer Controls, w ramach których my przestaliśmy zajmować się podzespołami, nie postrzegam wcale jako straty, ale jako szansę na poprawę stabilności prowadzonego biznesu poprzez spójny, specjalistyczny profil firmy.
Zmiany na rynku podzespołów elektronicznych trwają od dłuższego czasu. Duże firmy stają się jeszcze większe i coraz silniejsze. Kupują nie tylko mniejszych konkurentów, ale również poszerzają swoje portfolio produktowe na nowe obszary aktywności. Ten trend przenosi się na firmy oferujące specjalizowane urządzenia i oprogramowanie.
Nawet dużą i silną firmę, jaką jest bezsprzecznie ARM, kupił japoński Soft bank. To pokazuje, że trudno mówić dzisiaj o jakiejś długofalowej stabilności relacji w dystrybucji. W zasadzie każdy może zostać przejęty, producent i dostawca może się zmienić.
Wydaje się, że celem tych działań integracyjnych jest to, aby producent mógł potencjalnemu klientowi zaoferować wszystkie niezbędne elementy, urządzenia i oprogramowanie tak, aby w żadnym przypadku ten klient nie musiał szukać czegoś u innych i "przypadkowo" czegoś innowacyjnego nie odkrył. Dlatego od kilku lat poza samym mikrokontrolerem, producenci półprzewodników dostarczają także oprogramowanie projektowe, zestawy startowe, ewaluacyjne, programatory i komplet komponentów analogowych i cyfrowych.
- Jak ocenia Pan te zmiany?
Wydaje mi się, że to zawłaszczanie rynku przez dużych graczy jest ze szkodą dla różnorodności i konkurencyjności branży. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że duże firmy mają dzięki temu więcej pieniędzy na inwestycje i rozwój. A wiadomo, że nowe technologie są kosztowne i mniejszych graczy na wiele wydatków nie stać.
Niestety im większy producent podzespołów, tym większa jest inercja w jego decyzjach i słabsza szansa na to, aby z czymkolwiek wyjść poza utarty schemat. W świecie produkcji małe inżynierskie firmy są z reguły bardziej innowacyjne od tych dużych, bo za nimi kryje się pomysł i pasja założycieli. A każda korporacja oznacza procedury, plany, wiele dokumentów prawnych, które trzeba podpisywać i podobne aspekty.
Dlatego dominacja dużych korporacji na rynku wydaje mi się niekorzystna dla innowacyjności branży i jej rozwoju. Niemniej z punktu widzenia Polski są to procesy nieuniknione, na które nie mamy wpływu decyzyjnego i możemy się tylko szybko dostosować do zmieniającej się rzeczywistości.
- Przez wiele lat mówiło się, że rynek dystrybucyjny w Polsce jest inny niż w krajach Europy Zachodniej. U nas było znacznie więcej małych specjalistycznych dostawców oferujących klientom wsparcie techniczne i pomoc projektową. Czy te procesy konsolidacyjne mają na to wpływ?
Wydaje mi się, że ta odrębność szybko odchodzi w przeszłość i okres, w którym konstruktorzy najlepiej wiedzieli, co jest im potrzebne do projektu, to też jest już historia. Zmiany są wymuszone brakiem czasu na samodzielne rozeznanie problemu i istniejących możliwości technicznych jego rozwiązania.
Wielu producentów ma bardzo podobne oferty pokrywające podobne obszary zastosowań, przez co wybór konkretnego rozwiązania staje się nieoczywisty. Stąd konstruktorzy muszą sięgać po pomoc inżynierów aplikacyjnych i w coraz mniejszym stopniu polegają na własnych przemyśleniach. A duży globalny dystrybutor lub producent półprzewodników zazwyczaj dysponuje większą "armią" wspierającą projekty niż lokalny mały dostawca.
- Od momentu, kiedy WG Electronics przestał sprzedawać podzespoły, minął już rok. Jak to wszystko udało się poukładać po zmianach?
Podzespoły były jednym z trzech obszarów naszej aktywności, przez co zmiana była dość istotna. Niemniej dzięki temu profil firmy stał się bardziej jednorodny i zorientowany na prace inżynierskie w zakresie projektowania i produkcji elektroniki. Wróciliśmy w pewnym sensie "do korzeni", od których zaczynaliśmy.
W świetle wcześniejszych rozważań taka zmiana okazała się summa summarum korzystna, bo pozwoliła skupić się na tematyce bliskiej naszemu sercu, gdzie jeszcze nie da się obsługiwać klientów globalnie. Sprzedajemy więc oprogramowanie narzędziowe, programatory produkcyjne, sprzęt do pakowania i przepakowywania podzespołów na produkcji oraz urządzenia do testowania produkowanych urządzeń. Są to niszowe rozwiązania, ale coraz częściej wykorzystywane przez producentów, a biorąc pod uwagę to, że branża EMS rozwija się dynamicznie - są perspektywy.
Jest to też obszar rynku, w którym cały czas trzeba rozwiązywać problemy aplikacyjne i świadczyć klientom usługi doradcze, a nie tylko informować o cenie zależnej od ilości. Dla firmy inżynierskiej taka wartość dodana jest podstawą egzystencji.
Jednak poza konsolidacjami i globalnymi przetasowaniami na światowym rynku dystrybucji specjalistyczne firmy inżynierskie zaczynają się borykać z problemami w zatrudnieniu dobrych, doświadczonych specjalistów z wiedzą wyniesioną z praktyki, a nie ze szkoleń. Takie osoby są niezbędną częścią działalności bazującej na niszach rynkowych, na złożonych produktach i niestety na rynku jest ich coraz mniej.
- Wyposażenie produkcji to też segment silnie konkurencyjny i taki, gdzie aktywnych jest w kraju wiele firm. Jak Wy się w tym odnajdujecie?
Nasze urządzenia mają charakter specjalistyczny i niszowy. Nie dostarczamy automatów pick & place ani całej reszty odpowiedzialnej za montaż płytek drukowanych. Jako firma mała wybieramy takie zagadnienia, gdzie konkurencja jest mniejsza, urządzenia mniej popularne, a my możemy wesprzeć klienta wiedzą i doświadczeniem. A nawiasem mówiąc, czy są segmenty niekonkurencyjne?
W oprogramowaniu narzędziowym biznes też nie jest prosty. Sporo narzędzi jest dostępnych jako open source. Nie jest może ono najlepsze, ale działa i wielu osobom wystarcza. Biorąc pod uwagę nawet to, że w ostatnich latach piractwo przestało być dokuczliwą plagą i nasz kraj szybko się w tym zakresie cywilizuje, nie jest łatwo przebić się z narzędziami wysokiej jakości.
Jedną z przyczyn jest to, że w Polsce nie powstaje wcale dużo innowacyjnych firm projektowych, które tworzą zaawansowane technicznie aplikacje, do których niezbędne są wyrafinowane narzędzia programistyczne. Firmy po części się już wyposażyły, bazują na tym, co dostarczają producenci gratis lub korzystają z narzędzi ogólnie dostępnych, przez co wzrost rynku jest niewielki.
Często też starsze wersje programów są dla nich wystarczające, bo te najnowsze są niezbędne tylko do obsługi najnowocześniejszych komponentów, na przykład procesorów wielordzeniowych. Popyt krajowy rośnie, ale wolno. Dobrym uzupełnieniem są nowo tworzone oddziały zagranicznych firm. To wszystko to za mało, aby rynek eksplodował. Dla nas jednak konkurencyjność rynku nie jest niczym nowym. Radzimy sobie, oczekując tylko wyważonego wzrostu.
- W jaki sposób firma będzie się rozwijać w kolejnych miesiącach?
W przyszłości chciałbym, aby WG Electronics w większym stopniu był dostawcą specjalizowanych urządzeń dla produkcji z szerszą ofertą i bogatszym portfolio, niemniej przez cały czas zachowywał profil specjalistyczny. Liczę na to, że nie będziemy przez czołowych dostawców maszyn produkcyjnych postrzegani jako konkurent, a bardziej jako partner i kooperant.
Jednocześnie będziemy mieli możliwość wykazania się w pracy kompetencjami inżynierskimi. Myślę tutaj o zrównoważonym rozwoju, ewolucyjnym i przemyślanym, tak aby dodać do branży pewną wartość i poprawić kompleksowość oferty bez atakowania pozycji zajętych i dobrze obsługiwanych przez innych dostawców. Wydaje mi się, że w zakresie oprogramowania i urządzeń wspierających projektowanie oraz produkcję elektroniki jest wiele interesujących nisz w sam raz dla niewielkiej inżynierskiej firmy.
Podsumowując naszą rozmowę, warto dostrzec, że wiele małych firm założonych i prowadzonych przez inżynierów ma nieco innych charakter od tych, które są kierowane przez ekonomistów i kadrę menedżerską. Dla inżynierów "biznes" jest często platformą do rozwiązywania problemów technicznych, do tego, aby móc tworzyć coś nowego w zakresie technologii czy aplikacji.
Takie firmy są często sposobem na życie. Z kolei menedżerowie nierzadko dążą tylko do stworzenia organizacji zdolnej do efektywnego wzrostu i zarabiania pieniędzy. Dla nich technika jest tylko środkiem do realizacji tego celu, a nie osią aktywności. Dlatego wiele firm prowadzonych przez inżynierów jest niewielkich, opiera się na wiedzy i doświadczeniu kadry i co więcej, nikt w nich nie jest zorientowany na to, aby kogoś przejmować lub rozwijać się w zwrotnym tempie. Pieniądze są w pewnym sensie drugorzędne, bo raczej chodzi o to, aby robić coś nowego i interesującego. Szkoda więc, gdyby zniknęły w wyniku konsolidacji gigantów.
Rozmawiał Robert Magdziak