Trudno też szukać wskazówek w statystykach podawanych przez organizatorów, bo po pierwsze liczą oni wystawców w sposób kreatywny, tak że często krajowy przedstawiciel handlowy, który wykupi stoisko, aby prezentować produkty swojego producenta na liście wystawców zajmuje dwie pozycje. Po drugie nie ma rejestracji gości, wstęp jest wolny dla wszystkich łącznie ze zbieraczami długopisów, dlatego w praktyce trzeba polegać na opiniach wystawców i własnych obserwacjach.
Niemniej podobieństwo układu tworzy dobry klimat do spotkań i biznesu, bo się nie traci czasu na poszukiwania. Tegoroczny Energetab był zatem bardzo podobny do poprzedniego, a więc duży, bo liczba wystawców, jak i sama ekspozycja, miały rekordowe wielkości. Dopisała też pogoda, co ma spory wpływ na dobry nastrój. Nieco słabiej było z frekwencją odwiedzających, bo pomijając wyjątki definiowane przez godziny szczytu, widać było wyraźnie, że gości było mniej. Najbardziej rzucało się to w oczy w trzecim, ostatnim dniu bielskiej imprezy, kiedy nierzadko było pusto. Prawdopodobnie przyczyną jest to, że w tym roku w chwilę po Energetabie odbywały się w Gdańsku targi kolejowe Trako i część odwiedzających wybrała tamtą imprezę, co jest tym bardziej słuszne, że targi Trako są co dwa lata.
Dojrzałość imprezy widać także w tym, że jej środek ciężkości odsuwa się z prezentacji ofert w kierunku spotkań i budowania relacji z klientami. Same produkty stają się tylko hasłem wywoławczym i zajawką do tego, aby gdzieś za chwilę porozmawiać w spokoju. Ekspozycje nierzadko przesuwane są na boki stoisk, a ich powierzchnia jest ograniczana po to, aby zrobić miejsce dla stolików i krzeseł. Taki trend zaczyna być coraz bardziej widoczny na wszystkich większych krajowych imprezach.