W ostatnich miesiącach wiele się mówi o tym, że taką rolę mogą w niedalekiej przyszłości odgrywać internetowe portale oraz narzędzia grupujące sieciowe społeczności. Coraz więcej producentów tworzy swoje miejsca w sieci na Twitterze i Facebooku, inne budują rozbudowane witryny internetowe z forami dyskusyjnymi i blogami, licząc, że oprócz sprawnej i wąsko ukierunkowanej komunikacji precyzyjnie docierającej do specjalistów, będzie można w ten sposób zapewnić lepszą informację techniczną.
Ma to być też metoda na doprowadzenie do sytuacji, w której portale branżowe zapełniać się będą „same”, czyli innymi słowy treścią tworzoną przez użytkowników. Jakie szanse przekonania inżynierów do tworzenia społeczności mają firmy takie jak TI, Microchip lub NXP, które z pewnością posiadają ogromny potencjał biznesowy i od mniej więcej roku wkładają wiele wysiłku w takie działania? Do niedawna faktyczne zainteresowanie tworzeniem społeczności i publicznymi dyskusjami na temat pracy zawodowej było wielką niewiadomą. Dopiero w ostatnich tygodniach na portalu eetimes. com rozpętała się burza opinii na ten temat.
Zgodnie z przeprowadzoną tam sondą 85% inżynierów nie znosi Twittera i nie jest zainteresowanych tworzeniem społeczności zawodowych. Specjaliści są zgodni w tym, że Twitter i inne działania, takie jak na przykład tematyczne podstrony na portalach dopasowane do profilu zawodowego, nie dostarczają im pomocnych i wybranych pod kątem pracy informacji. Powodem jest to, że za ich selekcję odpowiedzialny jest marketing, który albo nie ma o tym pojęcia, albo działając zgodnie z zasadą „im więcej, tym lepiej”, zaśmieca kanały komunikacyjne rzeczami niepotrzebnymi. Skutek jest taki, że omawiane nowości zdaniem środowiska mają zbyt niski „współczynnik sygnału do szumu”, przez co wyłowienie interesujących komunikatów jest zbyt czasochłonne.
Inżynierowie mówią też wprost, że są zapracowani i nie mają ochoty odrywać się co chwila od projektowania. Potrzeba skupienia, ciszy i koncentracji zupełnie nie współgra z tym, co dzieje się w Internecie, a Twitter i podobne narzędzia uznawane są za technologie wyjątkowo rozpraszające uwagę. Niektórzy w swoich opiniach idą nawet dalej, twierdząc, że 15% osób, które korzystają ze wspomnianych narzędzi, to ci, który nie mają nic do roboty i zabijają czas przed ekranem peceta. Ponieważ średnia wieku konstruktorów elektroników oscyluje w pobliżu 40 lat, niechęć do eksperymentowania z nowymi narzędziami i inercja w postrzeganiu nowości jest naturalna.
W pamięci tych osób znaleźć można zapewne wiele historii o fantastycznych technologiach, które miały zmienić rynek, a w praktyce okazały się niczym. Spora część projektantów przyznaje się też, że nie ma pojęcia, jakie są i jak działają narzędzia społecznościowe. Aby zmienić ich nieufność i niechęć, potrzeba wielokrotnie więcej czasu, bo na razie mało kto jest zainteresowany nawet zwykłą rejestracją. Trzeba też pamiętać, że informacje na temat projektów są zwykle poufne i nierzadko nie wolno o nich mówić nawet w niejawnej formie, gdyż nawet na podstawie zadawanych pytań konkurenci są w stanie domyślić się, nad czym trwają w firmie prace.
85% kadry inżynierskiej niechętnej internetowym społecznościom to wynik, który daje wiele do myślenia. Wskazuje on, że jak na razie działania marketingowe i promocyjne obliczone na związanie projektantów platformą komunikacyjną po to, aby pod pozorem bycia w kontakcie, faktycznie przekonywać ich do własnych produktów, zostały odrzucone. Póki jedna strona będzie miała wiele do powiedzenia, a druga nie będzie miała ochoty słuchać, nikt nie zbuduje żadnej komunikacji. Jest to też dowód na to, że marketing OEMowej elektroniki jest znacznie trudniejszy, niż się to wydaje osobom zafascynowanym nowymi technologiami w Internecie.