Niemniej nadal są to zjawiska odległe na tyle, żeby znacząco oddziaływać na światowy rynek OEM-owy, nie mówiąc o krajowym. W ostatnich miesiącach zaszły jednak wydarzenia, które można odczytywać jako koniec tej separacji. Sprawcą zamieszania okazała się firma Apple, której tablety i telefony cieszą się na rynku tak ogromnym powodzeniem, że ma ona kłopoty z wyprodukowaniem dostatecznej ich ilości.
Smartfony, tablety, netbooki sprzedają się doskonale i coraz częściej ich producenci mają problemy z kupnem podzespołów i komponentów do ich produkcji. Tylko sam Apple wyda w tym roku 11 mld dolarów na podzespoły, co pokazuje skalę działania tej firmy.
Najwięcej kłopotów jest z wyświetlaczami i szkłem tworzącym panel dotykowy, czyli z najbardziej istotnym elementem wymienionych urządzeń, których po prostu na rynku brakuje. W tej sytuacji Apple podpisało z producentami umowy zapewniające mu wyłączność zaopatrzenia w te produkty lub pierwszeństwo w zakupach przed innymi firmami. W praktyce umowy ustawiają tę firmę na początku kolejki, niemniej w przypadku wyświetlaczy duże zapotrzebowanie na wyświetlacze do tabletów zmusza producentów do ustawienia linii produkcyjnych „pod nie”, a więc na odpowiednią wielkość ekranu i rozdzielczość. Okazało się, że aby obsłużyć Apple, producenci wyświetlaczy zmuszeni zostali do rezygnacji z produkcji małych wyświetlaczy o wysokiej rozdzielczości, a cała oferta produktów o rozmiarze do 10” została przeorganizowana.
Mniej popularne typy i wielkości muszą niestety czekać w kolejce do maszyn produkcyjnych, ustępując miejsca wyświetlaczom tabletowym i do komórek. To oczekiwanie na dostawy okazało się na tyle długie, że już po kilku miesiącach kłopoty zaczęli mieć producenci kamer i aparatów cyfrowych, którzy nie mogli kupić małych wyświetlaczy używanych w wizjerach do podglądu obrazu.
Opóźnienia w dostawach dotknęły wszystkich wiodących azjatyckich producentów subkomponentów do tych produktów i zaczęli oni tracić rynek. Kłopoty sygnalizują też producenci elektroniki medycznej, dla których czas dostawy już teraz przekracza 6 miesięcy. Wynika z tego, że silne zapotrzebowanie na komponenty płynące na rynek elektroniki konsumenckiej może zaszkodzić wielu innym branżom elektroniki. Duzi producenci jak właśnie Apple zaopatrują się w podzespoły z pominięciem rynku dystrybucji, a więc bezpośrednio u producentów.
Rynek dystrybucji w naturalny sposób pozycjonowany jest na kolejnej pozycji w łańcuchu dostaw, co z góry przesądza o tym, kto jest narażony na problemy. Opisane działania Apple stanowią część większego planu budowy strategicznych zapasów magazynowych komponentów na około 6 miesięcy produkcji. Odwrotnie niż wielu innych producentów OEM Apple nie minimalizuje zapasów i nie optymalizuje produkcji, ale przeciwnie, pracuje nad zbudowaniem magazynu, co ma pomóc firmie w likwidacji problemów z niewystarczającą produkcją.
Skutkiem ubocznym tego procesu mogą być problemy z zaopatrzeniem w wielu mniejszych firmach, które będą musiały czekać dłużej na dostawy. Ruch ten już dzisiaj jest oceniany jako nowe narzędzie do walki z konkurencją, które z pewnością może w przyszłości skomplikować biznes elektroniczny. Jest to też przykład, że rynek elektroniki konsumenckiej i świat złożony z wielkich marek coraz silniej w przyszłości będzie oddziaływał na całą branżę. Dostrzegli to już producenci aparatów, dostrzegą też inni wytwórcy.