Takie informacje to woda na młyn dla wielu przedsiębiorców zmęczonych codzienną walką o zlecenia i klientów, którzy chcieliby złapać oddech w biznesie. Warto zatem przyjrzeć się porównaniu kosztów przygotowanemu przez BCG, po to, aby zweryfikować wiele obiegowych opinii, a następnie zastanowić się, co będzie dalej. Bo naiwnością byłoby oczekiwać, że teraz tam będzie drogo, a u nas tanio i tak jak firmy masowo wędrowały na Daleki Wschód, teraz wszystkie wrócą na dawne rynki.
Zgodnie z raportem BCG, pod względem kosztów produkcji elektroniki, dzisiaj od Chin tańsze są Meksyk, Indie, Wietnam, Rosja i Rumunia. Polska jest jeszcze o 10% droższa, ale nie jest to już na tyle dużo, aby uznać to za zmianę jakościową. Zauważyły to już duże globalne firmy kontaktowe, jak np. Foxconn oraz Sharp, które w Meksyku otworzyły swoje zakłady. Za relatywnie tani kraj uważa się dzisiaj także USA, gdzie koszt produkcji w 2015 roku powinien się zrównać (po uwzględnieniu transportu) z Chinami. Jest to spora zmiana, bo 10 lat temu Daleki Wschód był tańszy o min. 30% w stosunku do USA.
W kolejnych latach procesy te przyspieszą, bo koszty pracy w chińskich fabrykach rosną w średnim tempie 12% rocznie, nieprzerwanie od 2003 roku. W rejonach takich jak Yangzhou lub Shenzen, a więc tam, gdzie mieści się wiele zakładów elektronicznych, płace zwiększają się jeszcze szybciej. O wykwalifikowaną kadrę trzeba tam konkurować, a czynniki kulturowe powodują, że związki emocjonalne tamtejszych osób z pracą i pracodawcami są słabsze niż w innych krajach. Efektem jest konieczność utrzymywania pracowników wyłącznie za pomocą wysokich pensji, co daje nawet 16% średniego wzrostu płac rocznie i musi przekładać się na biznes w skali międzynarodowej.
Europie i USA pomaga też kryzys, który spowodował wyhamowanie tempa wzrostu cen i doprowadził do osłabienia euro i dolara w stosunku do juana - w ciągu dekady aż o jedną trzecią. Co więcej, chińska waluta stale się umacnia, przez co za swoje eksportowane towary tamtejsze firmy dostają w przeliczeniu coraz mniej. Trzeba też wspomnieć o tym, że zapotrzebowanie na tanie chińskie produkty powoli się zmniejsza, bo zbyt wiele osób zrażonych jest niską jakością i utożsamia je z tandetą. W miarę ustępowania kryzysu taki opór może narastać.
Dla krajowego biznesu są to dobre i wyczekiwane wiadomości, niemniej naiwnością byłoby oczekiwanie, że wzrost kosztów w Państwie Środka wyeliminuje z rynków Europy i USA tamtejsze firmy i konkurencję. Należy raczej oczekiwać, że punkt ciężkości przeniesie się na bardziej specjalistyczne obszary i konkurencja stanie się problemem dla firm, które postawiły na zaawansowane i złożone produkty, takie w których cena jest wielokrotnością kosztów produkcji. Obecnie obszary elektroniki specjalizowanej, małoseryjnej lub produkowanej na zamówienie, gdzie konieczny jest duży wsad myśli inżynierskiej lub zaawansowane oprogramowanie, są dość dobrze chronione przed takim oddziaływaniem.
Wzrost kosztów produkcji w Chinach to także większe zaawansowanie technologii i kompetencje tamtejszych przedsiębiorstw. Konkurencja z ich strony też będzie narastać w kolejnych latach, tyle że będzie ona na wyższym poziomie, oddziałując na tych producentów, którzy dzisiaj śpią spokojnie chronieni patentami, wartością intelektualną, wzornictwem lub zaawansowaną technologią.
Robert Magdziak