Niemniej od bezprzewodowego ładowania nie ma odwrotu, bowiem sektor konsumencki jest w przededniu kolejnych dwóch nowych wielkich otwarć związanych z elektroniką noszoną (wearables) i Internetem rzeczy (IoT). Smartfony i tablety są już dzisiaj produktem na tyle dojrzałym i powszechnym, że ich producenci nie są w stanie zaproponować w nich przełomowych nowości i zyski zaczynają się kurczyć. Nowe gadżety przyczepiane do ubrań, zegarki i liczne czujniki są więc postrzegane jako atrakcyjny nowy sektor i obszar, w którym można się rozwijać.
Na drodze ku temu, aby klienci masowo rzucili się do sklepów po nowe gadżety, stoją niestety problemy z zasilaniem. Zgodnie z badaniem przeprowadzonym wśród uczestników wystawy Consumer Electronic Show w Las Vegas, za najbardziej oczekiwaną funkcję w nowych produktach uznano znaczącą poprawę czasu pracy na bateriach. Pokazuje to, że klienci nie zaakceptują produktów, które będą wymagały częstego ładowania lub wymiany ogniw, bo już sam smartfon jest dla nich wystarczającym problemem w tym zakresie. A chodzi przecież nie o jeden nowy gadżet, taki jak zegarek, ale o wiele różnych drobiazgów na przykład z pogranicza medycyny, sportu, którymi mamy być za parę lat obwieszeni jak choinka, poruszając się w domach zawierających kolejne minimum kilkadziesiąt sensorów.
Nietrudno wyczuć, że wymienianie baterii lub ładowanie akumulatorów nawet relatywnie rzadko po prostu nie przyjmie się i skutkiem przymusu może być tylko wywołanie kompletnej niechęci do nowości. Dlatego na rynku widać wyraźnie przyspieszenie rozwoju technologii w zakresie ładowania bezprzewodowego. Kilku producentów półprzewodników wypuściło zaawansowane kontrolery ładowania, a w najnowszym smartfonie Samsunga wbudowano na stałe ładowarkę dwusystemową (Qi i PMA), co sugeruje, że trwająca do niedawna wojna standardów dobiega już końca i ma kilku zwycięzców. To bardzo ważne wydarzenie, mimo że pozornie niewidoczne, bo wielu mniejszych producentów czekało z inwestycjami na wyklarowanie się sytuacji ze standardami ładowania, po to, aby nie postawić na rozwiązanie, które się nie przyjmie.
Z pewnością wyraźny sygnał, co wybrał Samsung, można uznać za milowy krok naprzód i znak, że jest szansa na to, aby elektronika noszona wspomagała się w ten sposób. Nad implementacją ładowarek bezprzewodowych pracują już producenci samochodów, mebli i właściciele sieci kawiarni, restauracji, porty lotnicze, co sugeruje, że masa krytyczna niezbędna do szybkiego rozwoju niedługo może zostać przekroczona.
Pojawiają się też nowe zaawansowane realizacje zasilaczy wykorzystujących energię wolnodostępną, a nowe kontrolery dają szansę na wyciśnięcie prądu w zasadzie z niczego. Badania dowodzą, że układ energy harvesting w aplikacji IoT jest w stanie dostarczyć nawet 7% energii zasilania. To sporo, gdyż zwiększenie gęstości energii w chemicznych źródłach prądu idzie niestety znacznie bardziej opornie, bo tu prawo Moore'a nie obowiązuje. Połączenie w jednym produkcie kilku technologii zasilania daje nadzieję, że wiele z aplikacji noszonych i IoT nie będzie trzeba praktycznie doładowywać.
Patrząc na skalę wysiłku podejmowanego przez firmy i zaawansowanie tych technologii, trzeba uczciwie odnotować, że zmiany te nie nastąpiłyby, gdyby klienci bezkrytycznie akceptowali nowe rozwiązania i godzili się na to, żeby w kółko coś ładować. Każdy z nas, kto nie kupił od razu nowego smart-zegarka, zapisał się zatem w chwalebnej kronice rozwoju elektroniki konsumenckiej.
Robert Magdziak