Koncepcja, aby nie mieć własnej wytwórni, zajmować się tylko projektowaniem, a produkcję oddać do wyspecjalizowanych producentów kontraktowych, takich jak tajwańskie UMC lub TSMC, była wówczas uznawana za nowatorską i stała się podstawą biznesu dla wielu znanych firm, w tym także dużych gigantów, jak chociażby Qualcomm i Nvidia. Najnowsze opracowanie Accenture Strategy pokazuje jednak, że złote czasy dla firm fablesowych się kończą i należy oczekiwać, że rynek zatoczy koło i znowu podstawą będzie posiadanie własnej fabryki.
Najogólniej mówiąc, przyczyną tego jest kryzys, bo kiepskie czasy zaostrzyły konkurencję i spowodowały spadki cen układów scalonych. W ostatniej dekadzie poszerzyła się też znacznie oferta większości kategorii półprzewodników, co łącznie znacząco obniżyło marże producentów, bo rynek dystrybucji nieustannie naciska na obniżki cen. Problemem jest jednak to, że większość producentów fablesowych ma większe koszty działalności od IDM-ów (producentów posiadających fabryki), więc ten spadek marż drastycznie obniża im dochody, a nawet zagraża rentowności. Accenture podaje, że w 2010 roku średnie koszty działalności firm fablesowych wynosiły 65% przychodów, ale w 2015 roku było to już 80% i prognozy zapowiadają dalszy wzrost tego wskaźnika.
Accenture zarzuca firmom tego typu, że są mało elastyczne, bazują na jednej strategii rynkowej i mają rozdętą siatkę płac. Badania pokazały, że fundusz płac mają typowo o 2-4% wyższy niż w firmach, które mają własne fabryki i większość fablesów płaci kadrze zarządzającej takie same pieniądze, jakie pobierają menedżerowie kierujący biznesem o znacznie większej skali i złożoności. Wydzielenie do oddzielnych firm projektowania i produkcji układów scalonych zwiększa też koszty ich produkcji, głównie z uwagi na to, że trudniejszy jest proces testowania chipów. Koszt usługi produkcyjnej jest więc większy dla firm fablesowych niż dla działu własnego. Przez lata było odwrotnie, a dodatkowo większe marże pozwalały też skutecznie ukryć wyższe płace. Nierzadko firmy fablesowe z uwagi na ograniczanie ryzyka projektowego współpracują tylko z jednym dostawcą usług produkcyjnych, co jest wykorzystywane i dalej zwiększa koszty.
Problemy fablesowych producentów półprzewodników wielu osobom mogą się wydawać z naszego punktu widzenia jako odległe i będące w zasadzie ciekawostką. Niemniej koncepcja skupienia się w biznesie na projektowaniu urządzeń i pełnym przekazaniu produkcji do wyspecjalizowanej firmy kontraktowej też była przez wiele lat zaliczana do procesów, które zmienią trwale krajobraz branży elektroniki w Europie. Rozwój usług EMS bazował przynajmniej w części na takim scenariuszu, że producenci OEM pozbędą się produkcji własnej lub przynajmniej znacznie ją ograniczą i skupią się na tworzeniu własności intelektualnej, stając się w biznesie czymś analogicznym do półprzewodnikowych fablesów.
Żadna firma w kraju nie zdecydowała się na tak radykalny krok, co więcej, w ostatnich kilku latach widać, że działania są całkiem odwrotne do tych prognozowanych, bo producenci licznie rozbudowują parki maszynowe i do firm EMS kierują nadwyżki zleceń. Większość takich firm to prywatna działalność, wieloma kierują właściciele, którzy patrzą na rozwój znacznie dalej, niż sięga perspektywa rocznej premii za zarządzanie. Jak widać, spojrzenie to musi przekraczać dekadę, aby można było zobaczyć dokładnie wszystkie szczegóły.
Robert Magdziak