Wave-Test: Pomiary pól elektromagnetycznych stają się coraz bardziej potrzebne

| Wywiady

Krótkookresowo najbardziej jesteśmy narażeni na PEM od telefonów komórkowych. Ale o tym decydujemy w dużej mierze sami przez sposób i czas korzystania z telefonu. Najgorsze, co robimy, to rozmawianie z telefonem przyciśniętym głową do ramienia, telefonowanie w windzie, która jest swoistą klatką Faradaya, podobnie używanie telefonu w samochodzie bez zestawu głośnomówiącego - mówi Jarosław Kwiatkowski, dyrektor sprzedaży w firmie Wave-Test.

Wave-Test: Pomiary pól elektromagnetycznych stają się coraz bardziej potrzebne
  • Jeszcze niedawno rozmawialiśmy o oprogramowaniu symulacyjnym, dzisiaj zajmuje się Pan aparaturą pomiarową. Co to za zmiany?

Na rynku elektroniki przejęcia i zmiany własnościowe w biznesie są obecnie codziennością i coraz bardziej wpływają także na rynek krajowy. Zmieniają się utarte latami schematy dystrybucji, a z nimi też pozycja zawodowa i obszar zainteresowania osób pracujących w sieciach sprzedaży. Wspólnym mianownikiem takich działań jest oczywiście globalizacja, która w moim przypadku odcisnęła swoje piętno, gdy firma CST, w której pracowałem, została kupiona przez koncern Dassault Systèmes. Przejęcie wymusiło zmiany, bo automatycznie przestałem być pracownikiem CST.

  • Czemu tak się stało?

Takie gigantyczne firmy jak Dassault mają sformalizowane księgi jakości, kodeksy postępowania w biznesie i ustalone podejście do realizacji procesów w określonych obszarach geograficznych. W tym przypadku mówiły one, że obsługą sprzedaży produktów CST w kraju o takim potencjale ekonomicznym jak Polska powinien zajmować się lokalny dystrybutor o odpowiednio dużym doświadczeniu oraz potencjale ludzkim. Zaproponowałem, aby był nim wrocławski Tespol, bo przez lata współpracowałem z tą firmą przy różnych projektach i byłem pewien jej kompetencji. Ta propozycja została przyjęta, a ja dostałem możliwość dalszej pracy jako pracownik Tespolu zajmujący się oprogramowaniem CST. Mogłem skorzystać z tej okazji, ale akurat w tym samym czasie pojawiła się inna możliwość pracy związana z dystrybucją aparatury pomiarowej firmy Narda STS, która wydała mi się bardziej atrakcyjna. Proszę jednak zauważyć, że z punktu widzenia kompetencji zawodowych nie zmieniło się wiele. W dalszym ciągu jestem wierny technice wysokich częstotliwości i tak jak poprzednio, produkty, którymi się zajmuję, mają ścisły związek z polem elektromagnetycznym.

  • Jaka jest historia firmy Narda Safety Test Solutions?

Historia obecnego producenta aparatury do pomiaru pól elektromagnetycznych sięga początku ubiegłego wieku, gdy powstała firma Wandel & Goltermann. Stała się ona wiodącym niemieckim producentem aparatury dla telekomunikacji i PEM. Niestety rewolucja cyfrowa w telekomunikacji i globalizacja z końcem XX wieku spowodowały koniec istnienia tej marki. W 1999 roku W&G połączył się z amerykańską firmą Wavetek. Rok potem część majątku dawnej W&G przejęła amerykańska Narda. Potem nastąpiło połączenie Wavetek z TTC i utworzenie firmy Acterna, która z kolei została przejęta przez JDSU, z której wyodrębniła się firma Viavi Solutions. Po przejęciu zakładu produkcyjnego w Pfullingen Narda zdecydowała o wygaszeniu produkcji przyrządów do pomiarów pól EM w USA i postanowiła rozwijać ofertę tej aparatury w oparciu o bardziej zaawansowane konstrukcje dawnego W&G. W ramach działań konsolidacyjnych Narda przejęła również włoską firmę PMM wytwarzającą mierniki pól EM oraz sprzęt do pomiarów EMC. Tak więc dwa zakłady produkcyjne, większy niemiecki w Pfullingen i mniejszy włoski w Cisano sul Neva, tworzą dzisiaj grupę o nazwie Narda Safety Test Solutions.

Nie był to koniec tych skomplikowanych zmian. W 2015 roku cała Narda łącznie z zakładem produkcji komponentów mikrofalowych Narda-Miteq została przejęta przez amerykański koncern L3 Technologies działający na rynku zbrojeniowym. A rok temu L3 Technologies połączył się z firmą Harris, amerykańskim producentem środków łączności dla wojska. Obecnie Narda-STS jest więc częścią L3HARRIS Technologies, giganta zbrojeniowego zatrudniającego na całym świecie ponad 50 tys. pracowników.

  • Jak wygląda obecność Narda-STS w Polsce?

Narda w Polsce do roku 2007 była reprezentowana przez wspomnianą wyżej firmę JDSU. Od 2008 roku dystrybucję przejął Comm-Test założony przez dobrze znanego w środowisku pomiarowym Kazimierza Kusia powiązanego zawodowo z W&G. Sprzęt Nardy do pomiaru pól EM trafiał do polskiego dystrybutora za pośrednictwem austriackiej firmy Willtron Technologies kontrolującej sprzedaż na obszarze Europy Środkowo-Wschodniej. Natomiast za sprzedaż produktów włoskiego oddziału Nardy do badań kompatybilności elektromagnetycznej EMC od wielu lat już odpowiada firma Helmar.

Powstanie Wave-Test w roku 2018 zbiegło się z zakończeniem działalności przez firmę Comm-Test. Jej właściciel postanowił przejść na emeryturę i zaproponował mi kontynuację działalności. Efektem wielu rozmów jest spółka Wave-Test, którą założyłem z austriackim partnerem z Willtrona. Przy okazji udało się skrócić łańcuch dostaw oraz zostawić sobie możliwość rozszerzenia oferty o inną aparaturę. To chyba był skok na głęboką wodę, bo marka aparatury wydaje się niszowa, tak samo jak przeznaczenie.

  • Kto potrzebuje takich mierników?

Przyrządy Nardy w Polsce sprzedawane były od lat, zatem Wave-Test nie startował kompletnie od zera, ale z gronem wypracowanych przez dwie dekady klientów.

Narda jest znana w Polsce głównie jako producent przyrządów do pomiaru pól elektromagnetycznych (PEM) pod względem bezpieczeństwa publicznego (pomiary środowiskowe) i bezpieczeństwa na stanowiskach pracy (BHP). Pierwszy obszar to domena działalności Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska i podległych mu Inspektoratów Wojewódzkich. Drugi obszar to domena Centralnego Instytutu Ochrony Pracy w Warszawie oraz Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi. Pomiarami PEM w obu wymienionych aspektach, BHP i środowiskowym, zainteresowana jest również Państwowa Inspekcja Sanitarna obejmująca Główny Inspektorat Sanitarny i podległe mu Wojewódzkie Stacje Sanitarno-Epidemiologiczne. Raporty kontrolne z badań prowadzonych przez te podmioty są dostępne publicznie, np. na stronach inspektoratów wojewódzkich, co przekonuje, że nadzór jest prowadzony i ta aparatura jest wykorzystywana.

Pomiary PEM wymagane przepisami prawa wykonują również firmy budujące stacje bazowe dla operatorów telefonii komórkowej. Wymienione podmioty wykonują pomiary samodzielnie lub korzystają z usług kilkudziesięciu komercyjnych, akredytowanych przez Polskie Centrum Akredytacji laboratoriów.

Na poziomie rządowym sprawy pomiarów PEM leżą w obszarze zainteresowania Ministerstwa Zdrowia, Ministerstwa Środowiska i Ministerstwa Cyfryzacji. Są one odpowiedzialne za tworzenie przepisów dotyczących dopuszczalnych poziomów promieniowania i metod pomiarowych.

Tematyka pomiaru natężenia PEM jest interesująca także dla uczelni, jednostek badawczych z obszaru telekomunikacji, jak chociażby Instytutu Łączności, który jest ciałem doradczym dla ministerstw. W sumie, jak widać, tych placówek jest sporo, a przecież to nie wszystko - poza wymienioną częścią cywilną są też rozmaite służby, w tym wojsko, które ma własne komórki zajmujące się prewencją związaną z użyciem środków łączności, radarów, a także broni elektromagnetycznej.

  • Co i kto podlega pomiarom PEM?

W pierwszym rzędzie infrastruktura telekomunikacyjna operatorów telefonii komórkowej. Stacje bazowe są podstawowym źródłem pola, na które jesteśmy eksponowani długookresowo. Wytwarzają one pola o częstotliwościach pojedynczych GHz, ale częścią stacji bazowej może też być radiolinia pracująca na kilkudziesięciu GHz zapewniająca łączność BTS z centralą. Każda stacja bazowa jest mierzona zaraz po instalacji i uruchomieniu w celu wyznaczenia stref bezpieczeństwa dla obsługi technicznej oraz okresowo w trakcie eksploatacji. W wyjątkowych przypadkach sanepid wykonuje pomiary np. na balkonie mieszkania wychodzącego na stację bazową na dachu sąsiedniego budynku lub w mieszkaniu położonym na ostatnim piętrze tuż pod stacją bazową.

W kategorii dużej infrastruktury obecnej głównie w miastach pozostają jeszcze nadajniki radiowe FM, DAB i nieliczne już AM, sieci trankingowe służb typu policja, pogotowie, straż pożarna, korporacje taksówkarskie itp. Są to jednak małe częstotliwości i wysoko zawieszone anteny, a co za tym idzie, małe zagrożenie dla obywatela.

Ważny obszar pomiarów PEM związany jest z medycyną. Jak wiadomo, pola EM są wykorzystywane w terapii i diagnostyce pacjentów: urządzenia NMR do badań metodą rezonansu magnetycznego, do elektrokoagulacji, do diatermii mikrofalowej. Taki sprzęt podlega oczywiście kontroli.

Na drugim biegunie są sieci energetyczne wysokiego napięcia. Tu częstotliwość wynosi tylko 50 Hz, ale napięcia sięgają 400 kV. Wartości pola w otoczeniu linii WN dają się dość dokładnie szacować metodami obliczeniowymi. Narda oferuje do tego celu specjalizowane oprogramowanie i mierniki.

Jeśli chodzi o zagrożenia na stanowiskach pracy, obiektami pomiarów sprawdzających są głównie piece i zgrzewarki indukcyjne pracujące z małymi częstotliwościami rzędu kilku-kilkunastu MHz, ale z dużymi prądami rzędu kilkudziesięciu kA. Źródłem silnych pól niskiej częstotliwości bywają też duże maszyny elektryczne i chwytaki elektromagnetyczne.

  • Co jest dla nas źródłem zagrożenia w życiu codziennym?
 
Jarosław Kwiatkowski, dyrektor sprzedaży w firmie Wave-Test

Krótkookresowo oczywiście najbardziej jesteśmy narażeni na PEM od telefonów komórkowych. Ale o tym decydujemy w dużej mierze sami przez sposób i czas korzystania z telefonu. Zagrożenie elektromagnetyczne dla użytkownika określa parametr SAR (Specific Absorption Ratio) podawany przez producenta w specyfikacji technicznej, ale mało kto zwraca na to uwagę. Najgorsze, co robimy, to rozmawianie z telefonem przyciśniętym głową do ramienia, telefonowanie w windzie, która jest swoistą klatką Faradaya, podobnie używanie telefonu w samochodzie bez zestawu głośnomówiącego. Inne istotne źródło, które prawie każdy z nas ma w domu, to router Wi-Fi. Router wytwarza bezpieczny, ale znaczący poziom PEM przez 24 h na dobę. Pytanie, kto wyłącza router na noc?

Do źródeł o działaniu krótkoczasowym należą też kuchenki mikrofalowe i kuchenne płyty indukcyjne. Urządzenia te wytwarzają pola o bezpiecznych wartościach pod warunkiem, że są sprawne.

  • Czy słyszał Pan o inicjatywach prywatnych i obywatelskich mających na celu pomiary PEM?

Najwięcej obaw dotyczy anten stacji bazowych, które są montowane na dachach. Mimo, że są one mierzone przez upoważnione podmioty, coraz częściej mieszkańcy organizują się w grupy inicjatywne i kupują wspólnie mierniki do weryfikacji tych badań lub sami zamawiają pomiary w certyfikowanych laboratoriach. Przedmiotem ich zainteresowania są też oferowane przez Nardę osobiste czujniki pola stosowane przez techników instalujących na dachach lub masztach anteny stacji bazowych. Rozmiarem i wagą przypominający małą latarkę czujnik pola jest mocowany na odzieży. Alarm akustyczny, świetlny i wibracyjny ostrzega przed wejściem w aktywną wiązkę pracującej anteny. Ceny takich urządzeń są w zasięgu grupy entuzjastów.

Pojawiają się też inicjatywy samorządowe, w ramach których instalowane są stacje monitorujące w sposób ciągły poziom natężenia promieniowania w danym rejonie. Dane te są udostępniane w Internecie i każdy zainteresowany może sprawdzić, jaki jest poziom "smogu EM" np. w okolicy przedszkola, do którego uczęszcza jego dziecko. Rozwiązanie to jest bliskie koncepcji instalowania publicznych tablic ostrzegawczych o jakości powietrza na danym terenie.

  • Stacje monitorujące to chyba nowy sposób podejścia do pomiarów PEM?

Tak, idea instalacji stałych stacji monitorujących to nowe podejście, które znajduje coraz więcej uznania w środowisku. To pośrednio pokazuje też, że pomiary pól to niestety skomplikowane i wielowątkowe zagadnienie. W ramach obecnych przepisów pomiary PEM realizuje się okresowo i tzw. metodą nomadyczną. Polega to na tym, że ekipa pomiarowa jedzie w określone miejsce i realizuje przez kilkadziesiąt minut serię pomiarów. Następnie pakuje sprzęt do samochodu i jedzie do innego punktu pomiarowego lub wraca do laboratorium. Tam podłącza się miernik do komputera, ściąga z niego zapisane wyniki pomiarów, obrabia je i z tak pozyskanych danych tworzy się raport pomiarowy.

Proszę zwrócić uwagę, że takie podejście dostarcza informacji o stanie chwilowym, coś w rodzaju zdjęcia elektromagnetycznego danej okolicy w danym czasie. Nie wiemy nic, co dzieje się w okresach pomiędzy pomiarami, które mogą być powtarzane co kilka tygodni, co kilka miesięcy lub tylko raz w roku. W ten sposób nie da się wyłapać losowo pojawiających się emisji lub też stwierdzić jednoznacznie, że na pewno nie dochodzi do przekroczenia limitów. Inspektor może po prostu nie trafić z pomiarami we właściwy moment. Stąd nowe podejście zakłada wystawienie w interesującym miejscu automatycznej stacji rejestrującej, tym razem na długi czas. Takie urządzenia mają małe wymiary i mogą długo pracować przy zasilaniu z akumulatorów.

Rozwinięciem tej idei jest ogólnokrajowa sieć stałych stacji monitorujących PEM w środowisku 24 godz. na dobę z interwałem kilkusekundowym. Takie sieci pracują już w kilku krajach UE i to nie tylko w tych najbogatszych; np. w Rumunii działa już sieć ok. 150 stacji. U nas takich urządzeń jest na razie kilka, działających w ramach pilotażu prowadzonego przez Instytut Łączności i wybrane uczelnie techniczne. Stała sieć monitorująca umożliwia np. badanie dobowej zmienności natężenia pola EM generowanego przez stacje bazowe telefonii komórkowej, monitorowanie nadawców, wyłapywanie incydentalnych przekroczeń norm promieniowania powodowanych przez okresowo działające urządzenia przemysłowe, itp. Sieć taka może służyć zarówno jak narzędzie ochrony społeczeństwa przed narażeniem na PEM w gestii podmiotów, o których już mówiliśmy, jak też narzędzie zarządzania widmem częstotliwości, które jest domeną UKE.

Warto też odnotować, że Instytut Łączności tworzy obecnie komputerową mapę rozkładu pól zawierającą wszystkie pracujące w kraju nadajniki radiowe plus informacje na temat ukształtowania terenu, budynków i przeszkód. Gdy powstanie i gdy będzie dokładna, taka mapa pozwoli dość dobrze prognozować, w których miejscach mogą pojawić się przekroczenia poziomów po to, aby np. typować je do wykonania pomiarów. Połączenie takiej bazy z danymi dostarczanymi przez sieć stacjonarnych stacji monitorujących natężenie pól dałoby punkty styku i zapewniło warunki brzegowe zapewniające wysoką jakość komputerowych obliczeń. Myślę, że dzięki takim działaniom jest szansa, że będziemy w stanie panować nad stopniem narażenia ludzi na pola w przyszłości.

  • Niedawno podniesione zostały dopuszczalne poziomy PEM z uwagi na zbliżającą się budowę sieci 5G. Co to zmienia w Pana biznesie?

Istniejące do niedawna poziomy dopuszczalne PEM były bardzo niskie, stąd aktualizacja norm była tylko kwestią czasu. Trzeba wiedzieć, że na świecie cały czas są prowadzone spory na temat tego, jaki poziom pól EM jest bezpieczny dla człowieka. Są naukowcy, którzy kwestionują rzetelność oceny ich wpływu jedynie przez pryzmat wywoływanego efektu termicznego. Organy ludzkie mają różną przenikalność, kształt i gęstość. Z powodu swojego kształtu mogą działać jak rezonatory dielektryczne. To może wywoływać efekty podbicia natężenia pola w niektórych tkankach na skutek występowania rezonansów. Kontrowersje dotyczą także tego, jak mierzyć pole, ponieważ praktycznie nie ma możliwości pomiaru natężenia pola w danym punkcie wewnątrz ciała człowieka.

Po zmianach przepisów na początku bieżącego roku mamy teraz prawie dokładnie takie obostrzenia, jak w innych krajach Europy Zachodniej. Zmiany dotyczą nie tylko progów PEM, ale wskazują też na potrzebę wykonywania pomiarów selektywnych w funkcji częstotliwości i tu może pojawić się pozytywny impuls biznesowy. Mamy już pytania ze strony niektórych instytucji o aparaturę umożliwiającą takie pomiary.

  • Co nadchodząca technologia 5G zmieni w zakresie takiej aparatury?

Jeśli chodzi o technologię 5G, to w mediach jest dużo szumu i nakręcania oczekiwań aplikacyjnych, niemniej od strony komunikacji radiowej, widma, koncepcji budowy sieci, nie ma tutaj moim zdaniem wielkiej rewolucji. Przejście z pasma 2,6 GHz używanego w LTE na pasmo 3,8 GHz w 5G nie jest jakościową zmianą dla aparatury i pomiarów. Tak samo nie jest wyzwaniem poszerzone pasmo modulacyjne wymagane przez wysokie szybkości transmisji 5G, gdyż w pomiarach poziomu emisji PEM z reguły nie dokonuje się demodulacji lub dekodowania sygnału.

Wyzwaniem w sieciach 5G mogą być natomiast dwa czynniki. Pierwszy to stosowanie śledzących wiązek antenowych. W praktyce wygląda to tak, że nie wystarczy podejść pod stację bazową 5G z miernikiem, ale trzeba jeszcze ją "zawołać", żeby skierowała na nas jedną z generowanych wiązek radiowych. Następnie należy wywołać jakiś ruch, transmisję danych, po to, żeby ta wiązka "ożyła". Tylko wtedy możemy mówić o wiarygodnym pomiarze emisji EM. Rozwiązaniem może być tu przyrząd pomiarowy zintegrowany z terminalem 5G.

Drugi czynnik to potencjalnie duża gęstość instalowanych BTS-ów z uwagi na małe moce nadajników, a co za tym idzie, małe zasięgi i małe rozmiary obsługiwanych komórek (pico-cells). Małe odległości między pracującymi BTSami mogą spowodować, że praktycznie będzie brak możliwości pomiaru emisji EM z wybranej stacji. Idea pomiarów pola polegająca na pojechaniu w okolicę nadajnika i dokonaniu tam badań stanie się fikcyjna. Bez anteny kierunkowej i pomiaru selektywnego nie będzie wiadomo, co jest mierzone, gdyż źródeł emisji w "polu widzenia" miernika będzie mnóstwo. Wg aktualnie obowiązujących przepisów pomiar powinien być wykonywany w odległości 10 razy większej, niż wynosi wysokość zawieszenia anteny. W przypadku gęsto rozlokowanych BTS-ów sieci 5G po odsunięciu się na przepisową odległość możemy już mierzyć sygnał całkiem innego nadajnika. To się zapewne zmieni, gdy 5G wejdzie w życie, bo zazwyczaj jest tak, że rozwój techniki wyprzedza zmiany w przepisach.

Być może też zwycięży koncepcja pomiarów za pomocą sieci stacji monitorujących działających w reżimie ciągłym. Wówczas taka sieć będzie mierzyła średni poziom "smogu 5G" na danym terenie, a narażenia od poszczególnych BTS-ów będą szacowane na etapie projektowania.

Dużą niewiadomą jest też aspekt dowiązania wszystkich piko-BTS-ów sieci 5G do centrali. W systemach starszych generacji stacja bazowa ma połączenie z centralą światłowodem lub radiolinią. Stacje bazowe 5G mogą być montowane na przystankach komunikacji miejskiej, na latarniach, na ścianach w galeriach handlowych. Trudno sobie wyobrazić, żeby do wszystkich od razu był doprowadzony światłowód. Prawdopodobnie będą to jakieś mikrolinie radiowe, które będą osobnym źródłem emisji.

Wszystko to w mojej ocenie raczej zwiększy, niż zmniejszy zapotrzebowanie na przyrządy do pomiarów pól elektromagnetycznych.

  • Jakie typy aparatury proponuje Narda?

Aktualna oferta Narda-STS obejmuje przyrządy przenośne z antenami izotropowymi do pomiarów PEM pod kątem bezpieczeństwa w środowisku i na stanowiskach pracy, przyrządy przenośne z antenami kierunkowymi do lokalizacji i identyfikacji emisji elektromagnetycznych co do miejsca położenia źródeł i charakterystyki promieniowanego sygnału oraz autonomiczne systemy do stałego monitoringu widma częstotliwości do montażu na dachach, masztach i innych obiektach.

Wspomnieliśmy już wcześniej osobiste czujniki pola - tańszy Radman, droższy z wyświetlaczem Nardalert.

Następna, najbardziej popularna grupa to szerokopasmowe mierniki podręczne serii NBM (Narda Broadband Meter) współpracujące z serią głowic do pomiarów PEM w zakresie częstotliwości 100 kHz-90 GHz.

Jest też sprzęt do pomiarów selektywnych - SRM (Selective Radiation Meter). Jest to typowy analizator widma, czyli odbiornik z przemianą częstotliwości. Dzięki temu SRM może współpracować de facto z dowolną anteną zewnętrzną. Analizę widma uzupełnia FFT o paśmie 20 MHz, dzięki czemu SRM wyposażony w opcjonalne oprogramowanie może pełnić również funkcję analizatora sygnałów.

Oprócz rozwiązań typu miernik plus dołączana sonda (antena) pomiarowa, takich jak NBM i SRM, Narda oferuje też autonomiczne głowice pomiarowe, w których antena, odbiornik i moduł analizujący są zintegrowane w jednej obudowie. Są one wyposażone we własne zasilanie i pamięć do zapisu danych, co umożliwia wielogodzinną pracę autonomiczną. Mają kształt sześcianu o objętości ok. 1 dm³ i wadze ok. 0,5 kg.

Ponieważ pomiary, o których mowa wyżej, mają na względzie głównie bezpieczeństwo, więc jest całkiem naturalne, że przeznaczone do nich przyrządy produkowane są w charakterystycznych obudowach w kolorze żółtym. Niemniej jest też wiele innych mierników o bardzie zaawansowanych funkcjach w obudowach w kolorze szarym, jak na przykład IDA2 (Interference and Direction Analyzer) - przenośny, zaawansowany analizator widma i sygnałów do wyszukiwania i klasyfikacji emisji elektromagnetycznych lub SignalShark - analizator oparty na tej samej koncepcji co IDA2, ale zbudowany na lepszej platformie sprzętowej, oferującej pasmo analizy real-time 40 MHz i górną częstotliwość pracy 8 GHz.

Do budowy wspomnianych wcześniej stałych sieci monitorujących proponujemy stacje AMB (Area Monitoring Broadband) i AMS (Area Monitoring Selective). Są to autonomiczne stacje pomiarowe o charakterystyce dookólnej do monitoringu poziomu pola EM w szerokim przedziale częstotliwości lub monitoringu selektywnego w zdefiniowanych pasmach częstotliwości. Przeznaczone są do montażu na dachach budynków, pojazdach lub na masztach. Do monitoringu widma mamy też NRA (Narda Remote Analyzer) - klasyczny analizator widma do montażu w racku 19" 1 U. Jest on sterowany i obsługiwany przez sieć lokalną. Główne aplikacje to stacje do monitoringu widma obejmujące wiele jednostek NRA, monitoring sygnałów w satelitarnych stacjach nadawczo-odbiorczych, ale również przemysłowe zastosowania produkcyjne.

  • Jakie kierunki rozwoju biznesu na kolejne lata wydają się perspektywiczne?

Narda STS to firma, która ma trzy dywizje biznesowe: niemiecką, włoską i amerykańską. Są one pokłosiem jej burzliwej historii i razem są na tyle rozległe biznesowo, że tworzą potencjalne możliwości rozwoju. Przykładowo część amerykańska produkuje m.in. komponenty mikrofalowe dla wojska, np. wzmacniacze LNA, filtry i jest szansa, że będąc dystrybutorem aparatury, moglibyśmy dostarczać też takie produkty. Chcielibyśmy się też zaangażować w tworzenie oprogramowania do radiowych systemów monitorujących budowanych na bazie przyrządów stacjonarnych takich jak AMB, AMS i NRA. Wiele się ostatnio na rynku dzieje, jest więc szansa na dalszą rozbudowę oferty w kolejnych latach. Ale oczywiście nie wszystko od razu.

Obszar tematycznie związany z pomiarami pól EM oceniam jako bardzo ciekawy i bardzo przyszłościowy. Urządzeń i systemów korzystających z technologii bezprzewodowych będzie coraz więcej. Warto wspomnieć o wprowadzanej już w życie idei Internetu Rzeczy (IoT). Oznacza to implementację w przestrzeni życiowej człowieka tysięcy urządzeń operujących interfejsem bezprzewodowym, a więc będących źródłami PEM. Nad tym trzeba zapanować pod kątem bezpieczeństwa, a to będzie wymagało kontroli i pomiarów.

Narda jako marka aparatury wraz z kolejnymi zmianami własnościowymi zyskuje w ostatnim okresie coraz większy potencjał. Aktualnie jej właścicielem jest wspomniany amerykański koncern zbrojeniowy L3Harris, co daje też zaplecze organizacyjne i okazjonalne wsparcie finansowe. Pozwoliło to nam np. pokazać się z produktami Nardy na ostatnich targach MSPO w Kielcach.

Rozmawiał Robert Magdziak