Co dalej z chińskimi inwestycjami zagranicznymi?

| Gospodarka Artykuły

Od lat bezpośrednie inwestycje zagraniczne (Foreign Direct Investment, FDI) w relacjach ekonomicznych między Chinami a resztą świata zyskują na znaczeniu - wartość chińskich FDI według Rhodium Group sięgnęła w 2016 roku 200 mld dolarów! W stosunku do 2015 roku oznacza to wzrost o 40%, czyli o 10% więcej, niż średnio corocznie wzrastała ich wartość w latach 2005-2015.

Co dalej z chińskimi inwestycjami zagranicznymi?

Na to przyspieszenie złożyły się różne czynniki. Najważniejszym z nich była skłonność chińskich przedsiębiorców do dywersyfikacji miejsca prowadzenia działalności powodowana spowolnieniem rodzimej gospodarki oraz dewaluacją krajowej waluty. By uciec przed kłopotami w swoim państwie, chętnie inwestowali oni na całym świecie, m.in. w Europie i Stanach Zjednoczonych.

Jeżeli chodzi o USA, to według Rhodium Group, chińskie firmy w 2016 roku zainwestowały w tym kraju 45,6 mld dolarów, trzykrotnie więcej niż w 2015. Większość z tych środków, 44 mld dolarów, pochłonęły transakcje przejęć. Ponad 90% chińskich FDI w Stanach Zjednoczonych dotyczyło sektora usług oraz zaawansowanej produkcji. Poza tym Chińczycy inwestowali w branżach: nieruchomości, hotelarskiej (Strategic Hotels, Carlson Hotels), elektroniki (Omnivision), rozrywki (Legendary Entertainment) i usług finansowych (AssetMark). W porównaniu do ubiegłych lat wzrosło też ich zainteresowanie logistyką i firmami z sektora sprzętu AGD (GE Appliances) oraz elektronicznego (Lexmark).

Ile Chińczycy zainwestowali w Europie?

Europa w 2016 roku też była jednym z ważniejszych miejsc docelowych chińskich bezpośrednich inwestycji zagranicznych - według Rhodium Group przedsiębiorcy z Chin ponieśli w tym regionie w zeszłym roku nakłady w wysokości 35 mld euro, czyli o 77% większe, niż rok wcześniej. Ponadto w porównaniu do 2015 roku, gdy największym składnikiem w ogólnej wartości chińskich FDI w Europie było przejęcie przez ChemChina za 7 mld euro firmy Pirelli, włoskiego producenta opon, w 2016 roku dokonano większej liczby transakcji o mniejszych wartościach.

Największą z nich było przejęcie przez Tencent za 6,7 mld euro Supercell fińskiego producenta gier na urządzenia mobilne. Kolejną wartą wymienienia transakcją był zakup przez firmę Midea firmy Kuka, niemieckiego producenta robotów przemysłowych, za 4,4 mld dolarów. Ponadto jedno z chińskich konsorcjów za 2,8 mld dolarów przejęło prawie połowę udziałów w Global Switch, operatorze centrów danych. Ponad 2 mld dolarów na zakup Avalon firmy z branży lotniczej, przeznaczyło HNA, zaś Beijing Enterprise wydało 1,4 mld euro na niemiecką EEW Energy. Powyżej miliarda kosztowały także zakupy dwóch firm, jednej z branży turystycznej, a drugiej - modowej.

Chińscy inwestorzy interesowali się zatem różnymi branżami, zwłaszcza technologiczną oraz produkcyjną. Warto dodać, że w 2016 roku znacznie zmniejszyło się za to ich zaangażowanie kapitałowe na europejskim rynku nieruchomości.

Gdzie Chińczycy inwestowali najchętniej?

Wcześniej przedsiębiorcy z Chin dokonali kilku dużych inwestycji w Europie Południowej. W 2016 roku ponownie jednak zainteresowali się krajami takimi jak Niemcy, Wielka Brytania oraz Francja. W ubiegłym roku wartość nakładów na rozwój działalności w Niemczech (11 mld euro) i Wielkiej Brytanii (7,8 mld euro) stanowiła ponad połowę (53%) wartości wszystkich inwestycji w Europie. W przypadku Niemiec po raz pierwszy w historii wartość chińskich FDI była większa niż wartość niemieckich FDI w Chinach.

Drugie miejsce pod względem wartości chińskich bezpośrednich inwestycji zagranicznych zajęły w 2016 roku Finlandia oraz Irlandia. Chińczycy ponieśli również znaczące nakłady inwestycyjne we Włoszech, Portugalii i Grecji. W porównaniu do minionych lat zanotowano jedynie spadek ich zainteresowania krajami Beneluksu. Niezmiennie na niskim poziomie pozostaje niestety zaangażowanie kapitałowe chińskich przedsiębiorców na terenie Europy Wschodniej.

Czy Europa odwzajemnia zainteresowanie?

Rys. 1. Chiny coraz więcej inwestują w Europie, natomiast europejskie FDI w Chinach maleją (źródło: Rhodium Group)

Rys. 1. Chiny coraz więcej inwestują w Europie, natomiast europejskie FDI w Chinach maleją (źródło: Rhodium Group)

Warto w tym miejscu napisać, że chociaż europejscy przedsiębiorcy już od lat 80. ponosili w Chinach znaczne wydatki na inwestycje, liczone łącznie w setkach miliardów euro, dzięki czemu bardzo przyczynili się do ich rozwoju, od jakiegoś czasu nie odwzajemniają zainteresowania. W 2016 roku, już czwarty rok z rzędu, wartość europejskich FDI w Chinach zmniejszyła się, do zaledwie 8 mld dolarów, czyli mniej niż jednej trzeciej wartości wszystkich chińskich inwestycji w Europie. Przyczyn takiego obrotu sytuacji jest kilka.

Oprócz osłabienia gospodarki Chin, nadprodukcji i niskich marży, problem stanowią formalne i nieformalne bariery utrudniające obcokrajowcom wejście na chiński rynek. Przepaść w tym zakresie pogłębia się, wywołując w Europie coraz większy sprzeciw. Za niesprawiedliwe europejscy przedsiębiorcy uważają również to, że Chińczycy interesują się za granicą szczególnie tymi sektorami gospodarki, na przykład infrastrukturą, energetyką, mediami, do których w ich kraju zagraniczni inwestorzy mają utrudniony dostęp.

Zmiana relacji

Mimo nowych możliwości, jakie przeważnie towarzyszą inwestycjom, w związku z dopływem nowego kapitału i rozwojem biznesu, chińska ekspansja, zamiast cieszyć ze względu na swoją ogromną skalę, zaczyna martwić, nie tylko Europejczyków. Zaczęto bowiem coraz wyraźniej dostrzegać różne zagrożenia, w tym dla bezpieczeństwa narodowego, jakie może nieść ze sobą wzmocnienie pozycji przedsiębiorców z tego kraju poza jego granicami.

W 2016 roku było to szczególnie widoczne na przykładzie Niemiec. Momentem zwrotnym okazało się to, o czym pisaliśmy wcześniej, czyli fakt, że po raz pierwszy w historii wartość chińskich FDI była większa niż wartość niemieckich FDI w Chinach.

W związku z takim obrotem sytuacji politycy mogli już zająć jakieś stanowisku. Dotychczas, ponieważ Niemcy były największym inwestorem w Chinach oraz ich głównym europejskim partnerem handlowym, byli oni bowiem zmuszeni do wygłaszania jak najmniej konfrontacyjnych opinii na temat stosunków gospodarczych z tym krajem. W 2016 roku zdobyli się wreszcie na otwartą i szczerą ocenę inwestycji azjatyckich. Politycy zabrali głos, który dał początek gorącej debacie, po przejęciu przez chińską firmę Midea niemieckiego producenta robotów przemysłowych, firmy KUKA.

Chińskie inwestycje budzą coraz większe obawy

Made in ChinaZaczęto się wówczas głośno zastanawiać, czy jest to rozsądne, żeby oddawać przedsiębiorstwo z tej branży w ręce inwestorów z kraju, który ma tak ogromne ambicje, żeby w każdej dziedzinie gospodarki prześcignąć resztę świata. Publicznie podniesiono również kwestię przeszkód, jakie napotykają zagraniczni inwestorzy w Chinach oraz tego, że nie zawsze są tam traktowani na równi z miejscowymi przedsiębiorcami. Inne kwestie przemawiające na niekorzyść Chin, które zaczęto dobitniej podkreślać, to też m.in. ich położenie geopolityczne, duże nakłady na zbrojenia, system polityczny oraz ogromny wpływ państwa na gospodarkę.

Za słowami sprzeciwu przeciwko chińskiej ekspansji poszły także wkrótce czyny. Rząd niemiecki wycofał się bowiem z wcześniej udzielonej zgody na przejęcie przez chińskiego inwestora firmy Aixtron z branży półprzewodników. Powodem decyzji było rzekomo ostrzeżenie ze strony służb specjalnych USA, które również nie dopuściły do przejęcia przez Chińczyków amerykańskiego oddziału firmy Aixtron.

Stany Zjednoczone już zresztą wcześniej zablokowały kilka podobnych transakcji. Przykładowo ofertę chińskiego inwestora, w oparciu o zalecenia działającego przy rządzie USA komitetu ds. inwestycji zagranicznych, odrzuciła firma Fairchild Semiconductor.

Niepokoją się też chińskie władze

Co ciekawsze, z faktu, że dzięki swojemu ogromnemu zaangażowaniu kapitałowemu na rynkach zewnętrznych, rodzime przedsiębiorstwa wywindowały Chiny na pozycję lidera w dziedzinie bezpośrednich inwestycji na skalę światową, wcale nie cieszą się chińscy decydenci. Wręcz przeciwnie, od jakiegoś czasu takiemu obrotowi sytuacji przypatrują się oni z rosnącym niepokojem.

Ich obawy wzbudza przede wszystkim fakt, że kosztowne inwestycje w przejęcia zagranicznych podmiotów gospodarczych powodują gwałtowny odpływ gotówki z ich kraju, co zaczyna negatywnie wpływać na jego płynność finansową. W związku z tym, od jakiegoś czasu nie obserwują już oni poczynań krajowych przedsiębiorców biernie, lecz zaczynają wprowadzać rozmaite odgórne rozwiązania ograniczające ilość środków lokowanych za granicą. Już na początku 2016 roku Chiński Bank Centralny wydał pierwsze, początkowo nieformalne, zalecenia podległym mu instytucjom finansowym, żeby zaostrzyły one kontrolę inwestycji chińskich firm poza granicami kraju.

Taki klimat

Jesienią zeszłego roku instytucje rządowe, które nadzorują chińskie FDI, już oficjalnie ogłosiły, że transakcje fuzji oraz przejęć poza granicami kraju będą podlegać dodatkowemu nadzorowi. Zaostrzono również kryteria, po spełnieniu których, inwestor otrzyma zgodę na sfinalizowanie transakcji. Na przykład powinien on udowodnić, że dana transakcja jest dla rozwoju jego biznesu inwestycją strategiczną, a oprócz tego, że jest ona powiązana z profilem jego działalności. Władze chińskie obniżyły również wartość kontraktów i transferów gotówki za granicę, po przekroczeniu której można poddać je sprawdzeniu.

W związku z takim obrotem sytuacji klimat dla chińskich inwestycji pogarsza się nie tylko za granicą, w miejscu docelowym, ale i lokalnie, w Chinach. Stanowi to spory problem w przypadku transakcji, które są już od dawna negocjowane, poczyniono w kierunku ich realizacji pewne przygotowania albo poniesiono już jakieś koszty, gdy nagle któraś ze stron jest zmuszona wstrzymać się z ostateczną decyzją na bliżej nieokreślony czas lub co gorsza, całkowicie się wycofać, czy to na skutek niekorzystnych wyników kontroli ze strony chińskiego nadzoru finansowego, czy na przykład negatywnej opinii wydanej przez lokalnego odpowiednika amerykańskiego komitetu ds. inwestycji zagranicznych.

Jak uniknąć kłopotów?

Na szczęście większość analityków jest zgodna, że restrykcje wprowadzane obecnie przez władze chińskie są rozwiązaniem tymczasowym. Po osiągnięciu swojego celu, czyli stabilizacji płynności finansowej Chin i zniechęceniu spekulantów, będą one prawdopodobnie stopniowo wycofywane. Do tego czasu przed stratami w związku z wycofaniem się chińskich kontrahentów można się zabezpieczyć, stosując w nieco zaostrzonej formie, standardowe rozwiązania chroniące przed rezygnacją drugiej strony umowy, jak na przykład przedpłatę jakiejś części całej sumy transakcji w ramach zabezpieczenia oraz dokładne sprawdzenie wiarygodności kontrahenta.

Monika Jaworowska