Obowiązkiem producentów stanie się ponadto udostępnianie dokumentacji serwisowej i części w okresie do 10 lat. Ma to zachęcić konsumentów do naprawy a nie wymiany, a co za tym idzie, unikania częstego wyrzucania i kupowania nowych urządzeń. Przepisy na razie obejmą większy sprzęt AGD, jak pralki, lodówki i zmywarki oraz oświetlenie, ale z czasem zakres obowiązywania "prawa do naprawy" będzie rozszerzany i nawet jeśli na początku będzie dotyczyło elektroniki jedynie w niewielkim stopniu, można oczekiwać, że nasza branża będzie musiała się zmierzyć z kolejną dyrektywą, tym bardziej że podobne inicjatywy są przygotowywane w USA. Jest to więc trend światowy.
Celem jest ograniczenie ilości elektrośmieci przez wydłużenie czasu eksploatacji, bo jak widać, sama dyrektywa WEEE nie jest w tym zakresie wystarczająca. Ale czy przy takich założeniach regulacja ma szansę być skuteczna?
Z pewnością producenci urządzeń konsumenckich są zainteresowani tym, aby konsumenci możliwie często wymieniali sprzęt na nowy, stąd niejednokrotnie biorą się działania kategoryzowane jako programowana żywotność. Czyli są w urządzeniach miejsca konstrukcyjnie ewidentnie słabsze, które stają się zalążkiem awarii zaraz po obowiązkowej 2-letniej gwarancji. To samo dotyczy konstrukcji utrudniającej serwis lub nawet nierozbieralnych obudów uniemożliwiających wymianę akumulatora, jakie mamy w smartfonach. Ostatnią kwestią jest dostępność części zamiennych w krótkim czasie od momentu rynkowej premiery oraz ograniczenie serwisu jedynie do autoryzowanych punktów. Placówki niezależne są tępione wieloma metodami biznesowymi, a nawet zakazami prawnymi. Wydaje się, że takich praktyk jest już za dużo i stały się one powszechne, stąd wzięto je na celownik.
Nakazy, jakie planowane są w zbliżającym się "prawie do naprawy", mogą nie zapewnić niestety skuteczności. Dostępność części zamiennych oraz to, aby były one możliwe do kupienia w długim czasie, jest cenna, ale w ich przypadku istotne są też koszty. Możliwość naprawy musi też uwzględniać jej opłacalność, a więc to, aby koszt operacji był znacząco mniejszy od zakupu nowego urządzenia.
Każdy, kto próbował naprawiać domowy sprzęt wie, że ceny części już teraz są wysokie, a po prawnym narzuceniu ich 10-letniej dostępności mogą jeszcze wzrosnąć. Z jednej strony wymuszą to większe koszty utrzymania stanów magazynowych, z drugiej naturalny opór producentów przed nowymi obowiązkami. Podobnie może być z dostępem do dokumentacji technicznej, który ma sens wyłącznie wówczas, gdy będzie bezpłatny. A to niestety jest bardzo optymistyczny scenariusz, bo podobne wymogi narzucono parę lat temu branży motoryzacyjnej i niestety efekt jest taki, że regułą jest konieczność wykupienia płatnego dostępu czasowego do zasobów online.
Oprogramowanie konfiguracyjne, brak aktualizacji dla starszych urządzeń jest kolejnym aspektem, który może być przeszkodą np. w rozwoju placówek niezależnych serwisów. Być może w przypadku dużego sprzętu AGD nie wydaje się to znaczące, ale już teraz pierwsza lepsza lodówka ma sterownik z połączeniem bezprzewodowym przez NFC i napęd kompresora z mikrokontrolerem i oprogramowaniem firmware. Chęć promowania usług napraw poprzez stworzenie klimatu do rozwoju placówek niezależnych może zderzyć się z takimi problemami.
Kłopotów jest wiele, ale od czegoś trzeba zacząć, bo zapewne regulacje, początkowo łatwe do ominięcia, będą stopniowo zaostrzane. Nawet jeśli nie dotkną one elektroniki na początku, w kolejnych projektach można już zacząć się do nich przygotowywać, wykorzystując poradniki "design for disassembly", materiały biodegradowalne oraz łatwe do recyklingu lub, jak robią to niektóre firmy, pomagając użytkownikom w zwrocie, naprawach i wymianie.
Robert Magdziak