Rośnie skomplikowanie wiązek
Jednym z najważniejszych trendów zmieniających rynek wiązek kablowych, jeśli chodzi o siłę oddziaływania, jest z pewnością miniaturyzacja. Wynika ona ze zmian w samej elektronice, która z roku na rok jest coraz bardziej złożona, upakowana, mniejsza, a komponenty mają coraz mniejsze rastry. Złącza kabel-kabel z odstępem 1–1,5 mm nie są już dzisiaj niczym wyjątkowym, ale takie komponenty są wielkim wyzwaniem dla producentów wiązek nierzadko zmuszającym ich do inwestycji w sprzęt i narzędzia do obróbki i manipulacji o dużej dokładności i powtarzalności. Im mniejsze wymiary, tym wymagania co do zaawansowania i precyzji technologii są coraz bardziej akcentowane. Trendem jest też coraz większy udział wiązek specjalistycznych: dla medycyny, górnictwa, transportu szynowego, wojska itd. w wolumenie produkcji. Nie tylko wynika to z rosnącego znaczenia outsourcingu w całej technice, ale poniekąd z tego, że producenci przekonali klientów z takich branż, że potrafią spełnić ich wymagania i normy. Do paru przewodów transmitujących zasilanie i par sygnałowych i wykonawczych dochodzą coraz powszechniej światłowody, kable do transmisji danych, ekrany elektromagnetyczne, wzmocnienia mechaniczne, osłony środowiskowe zapewniające głównie odporność na wilgoć. Są też inne mniej widoczne zmiany, które wynikają z konieczności spełnienia przez okablowanie norm w zakresie kompatybilności elektromagnetycznej, niepalności i zapewnienia wysokiej jakości izolacji.
Skomplikowanie produkcji wiązek kablowych wynika wprost z ogromnej oferty złączy, które są dostępne na rynku. Duża liczba producentów, wzajemna niekompatybilność mechaniczna, znaczna liczba wersji specjalizowanych powodują, że prawidłowy montaż przewodów, zgodny z wymaganiami producenta, wymaga posiadania nie tylko pełnego spektrum narzędzi, ale również wiedzy i doświadczenia. Podkreślić trzeba także ogromną odpowiedzialność producentów wiązek za wady ukryte. Brak pewnego kontaktu w przewodach wiązki może być źródłem wielu trudnych do wykrycia anomalii. Co więcej, diagnoza takiego źle pracującego systemu spada na barki serwisów i działów utrzymania ruchu, a więc osób, których wiedza o produkcie i kompetencje techniczne są mniejsze niż konstruktorów pracujących w wyposażonym w dobry sprzęt laboratorium. Dlatego lepiej nie dodawać tym jednostkom kolejnych trudnych zadań.