Niemniej nietrudno zauważyć, że korelacja pomiędzy tym, co wpisujemy, a tym, co pojawia się w wynikach wyszukiwania na czołowych pozycjach, coraz bardziej powiązana jest z biznesem. Ponadto częściej też zamiast kierowania użytkownika do innych stron, które odpowiadają na zadane pytanie, Google stara się zatrzymać użytkownika jak najdłużej dla siebie. Na rynku brytyjskim działa serwis porównawczy Google Compare, który zestawia oferty w zakresie bankowości i ubezpieczeń, a dla wszystkich jest dostępna od niedawna zakładka Zakupy pozwalająca wyszukiwać oferty handlowe, także w zakresie komponentów elektronicznych.
Obie te opcje działają w ramach Google, a więc nie opierają się na przekierowywaniu (oddawaniu) użytkownika do innych serwisów. Podobnie jak jest to w naszym Ceneo przeniesienie użytkownika do obcej, wybranej przez niego najkorzystniejszej platformy zakupowej wiąże się z opłatą, bo wyszukiwarka zapewnia wiele opcji porównywania i chce na tym zarabiać. Stąd nie należy liczyć, że firmy chcące zachować niezależność w stosunku do platformy zakupów Google będą traktowane na równi z tymi, którzy będą płacić za naganianie im użytkowników przez tę platformę porównywania ofert. Raczej mogą zakładać, że na czołowych pozycjach wyszukiwarki znajdą się linki do porównywarki i serwisów opłaconych w ramach programu AdWords.
Zakres oddziaływania serwisów wspierających zakupy Google sprowadza się oczywiście głównie do tego, co proponują dostawcy katalogowi (np. Mouser i Newark, czyli amerykański Farnell), ale wystarczy wpisać do wyszukiwarki jakiś popularnym układ, np. Cortex M3, aby zobaczyć, że na liście partnerów jest też Arrow, który na rynku działa w trochę większej skali. Siła serwisu kierowana na razie jest w stronę małych ilości towarów, takich, które sprzedaje się od ręki, głównie przeznaczonych dla służb utrzymania ruchu, określanych jako MRO. Ale zakupy z Google istnieją parę miesięcy i nie są jeszcze szeroko promowane ani nie mają skończonej formy.
Do niedawna wydawało się, że duże katalogowe firmy dystrybucyjne całkowicie zawładnęły rynkiem dystrybucji komponentów elektronicznych w zakresie szybkich dostaw małych partii. Niemniej ostatnie ruchy Google mające na celu stworzenie uniwersalnej platformy zakupowej oraz powstanie takiego serwisu, jakim jest Amazon MRO, który skupia się właśnie na obsłudze tej części rynku, wskazują, że być może znowu stoimy u progu kolejnej większej zmiany tego, jak się kupuje komponenty, a do walki o nowy rozkład sił stają tym razem prawdziwi giganci.
Robert Magdziak