Podobne wartości zanotowano dla dyskretnych elementów półprzewodnikowych i komponentów zasilających, niemniej wszystkie te wskaźniki szybko rosną i dzisiaj zapewne są o 10-15% wyższe. Niestety perspektywy na kolejne miesiące też nie napawają optymizmem - zgodnie z badaniami przeprowadzonymi przez Electronic Component Industry Association (ECIA) do końca 2018 roku sytuacja się nie poprawi. Mamy zatem pierwszy w tym stuleciu kryzys.
Za przyczynę problemów uznaje się duży wzrost popytu ze strony motoryzacji i sektora IoT, jednak poza tym ogólnym stwierdzeniem, pod które można w zasadzie podciągnąć każde zjawisko widoczne na rynku, rzadko pojawiają się bardziej pogłębione analizy, które podają, dlaczego tak wielkie problemy sprawiają popularne podzespoły, wytwarzane przez wiele firm, oraz w porównaniu do półprzewodników tanie. Przez wiele ostatnich lat producenci elektroniki wkładali wiele wysiłku w to, aby ograniczyć zapasy magazynowe w zakresie komponentów do minimum. Celem było kupowanie ich bez planowania, czyli dokładnie tyle, ile potrzeba do bieżącej produkcji.
Taka strategia podyktowana była chęcią minimalizacji kosztów, bo podzespoły elektroniczne są drogie, przez co utrzymywanie stanów magazynowych sprowadza się do wyzbywania się potrzebnego kapitału obrotowego. Na dodatek każde błędne oszacowanie zapotrzebowania powoduje straty, bo podzespół kupiony a niewykorzystany, jest dla firmy obciążeniem. Można też powiedzieć, że kupno, podzespołów na zapas jest dla firmy inwestycją, którą trzeba uzasadnić.
Nie da się z reguły kupić wszystkich elementów na zapas i trzeba na coś postawić, uznając jedne elementy za strategiczne, a inne za mniej ważne. Zwykle te pierwsze to kluczowe dla aplikacji układy scalone, rezystory wydają się natomiast zbyt pospolitym towarem, aby mogły pełnić taką funkcję. Przy sprawnej logistyce zapewniającej dostawy z dnia na dzień magazyn dystrybutora lub producenta był tak samo dobry jak ten własny. Ewentualnie zawsze można było skorzystać z magazynu konsygnacyjnego, który nie blokuje kapitału, ale daje dostęp do kluczowych komponentów od ręki.
Własny magazyn podzespołów oznacza też koszty związane z przechowywaniem elementów oraz ryzyko dalszych strat z tytułu złej obsługi, pomyłki, klęski żywiołowej itp. Straty pojawiają się też na skutek wahań popytu, np. wycofania się kontrahenta z zamówienia lub ograniczenia zapotrzebowania deklarowanego we wcześniejszej umowie ramowej. W przypadku wrażliwych komponentów, które muszą być trzymane w kontrolowanej atmosferze w zakresie wilgoci i transportowane w opakowaniach ochronnych, koszty magazynowania są o ok. 30% wyższe niż dla innych. Miniaturowe podzespoły pasywne zaliczają się właśnie do tej grupy, dlatego może niechęć producentów do gromadzenia zapasów jest w tym asortymencie większa. Ale efekt jest taki, że kupowanie na bieżąco, bez planowania zapotrzebowania w perspektywie roku lub przynajmniej kilku miesięcy, powoduje, że z punktu widzenia producenta elementów elektronicznych liczy się teraz tylko to, kto w danym momencie wykłada większą gotówkę.
Alokację dostaw z pewnością wywołało zwiększone zapotrzebowanie z sektora motoryzacji czy aplikacji IoT, tak jak się to podaje w publikacjach, ale była to jedynie iskra, która wywołała pożar wynikający z wielu zmian w podejściu do produkcji elektroniki i lekceważącego traktowania zaopatrzenia w podzespoły. Stabilność łańcucha zaopatrzenia wymaga istnienia licznych rozproszonych zapasów magazynowych, które ograniczają ryzyko. Wydaje się, że zapędziliśmy się za daleko w ich eliminacji i przyszedł czas na korektę.
Robert Magdziak