Dla potrzeb aplikacji IoT, które komunikują się na odległość większą niż kilkanaście metrów, przeznaczona jest oddzielna kategoria sieci komunikacyjnych typu WAN o nazwie LPWAN. Ich cechą wspólną jest stosunkowo duży zasięg nawet do 15 km od stacji bazowej przy małej przepustowości i znikomych potrzebach energetycznych. Taka sieć to np. stworzona przez Francuzów SigFox działająca w wielu krajach na terenie Europy Zachodniej, a ostatnio także uruchamiana w USA.
Do niedawna wydawała się ona naturalnym kandydatem na główne rozwiązanie i branżowy standard. Niemniej ostatnio kilka dużych firm włączyło się w rozwój konkurencyjnych sieci, takich jak LoRa oraz w nowy standard NB-IoT, który przez to, że jest wąskopasmową odmianą LTE, budzi naturalne zainteresowanie operatorów sieci komórkowych i producentów telefonów, jak np. Huawei. Jednak poza tymi trzema sieciami LPWAN na rynek wpychają się także NWave, Weightless, Ingenu, przez co stojący za nimi producenci będą przez najbliższe lata walczyć o prymat pierwszeństwa między sobą, a rynek będzie czekał, aż najsłabsi się wykrwawią.
W zakresie bezpieczeństwa okazało się, że w oprogramowaniu wielu aplikacji IoT są dziury i są one wykorzystywane przez hakerów do ataków DDoS. Ofiarą padł amerykański dostawca usług internetowych Dyn, a przez pewien czas blokowane były portale takie jak Twitter, Amazon czy PayPal. Atak był niezwykły, bo hakerzy wykorzystali tysiące podłączonych urządzeń konsumenckich (np. kamery firmy Xiongmai), w tym aplikacje IoT.
Są też już wirusy infekujące IoT, jak Mirai oraz Bashlite. Eksperci ds. cyberbezpieczeństwa zwracają uwagę, że atak po raz kolejny obnażył jakość ochrony urządzeń IoT i w najbliższym czasie należy spodziewać się podobnych działań. Słabość ich zabezpieczeń powoduje, że są łatwym celem, w porównaniu ze zwykłymi komputerami osobistymi. Pozwalają nie tylko na prowadzenie zmasowanych ataków na duże cele, ale także na szpiegowanie pojedynczych osób i wykradanie ich danych.
Aplikacje konsumenckie, których przykładem może być obszar określany jako inteligentny dom, będący naturalnym obszarem aplikacyjnym dla IoT, też rozwijają się powoli. Brak wsparcia ze strony systemów operacyjnych, takich jak Windows 10, Android lub iOS, powoduje, że w praktyce do prawie każdego elementu, takiego jak termostat, oprawa oświetleniowa, kamera, trzeba instalować osobną aplikację. Przez to im więcej IoT, tym większy bałagan i niechęć konsumentów, bo producenci takich aplikacji zapomnieli też, że kierowane są one do osób, które nie są biegłe w technice. Wystarczy zatem kilka spektakularnych ataków hakerskich, aby wiele osób postawiło znak równości między IoT a zagrożeniem bezpieczeństwa i odwróciło się od tej technologii na zawsze.
Odwrotu od IoT nie będzie, bo w technologie i produkty tego typu zostały zainwestowane wielkie sumy i są w nie zaangażowane duże światowe firmy. Ale dwa lata, jakie minęły właśnie od początku rewolucji, pokazują, że łatwo nie będzie i o tych zapowiadanych miliardach działających aplikacji raczej trzeba na razie zapomnieć.
Na koniec warto odnotować, że jest jeden obszar, gdzie IoT rozwija się zgodnie z planem w dobrym tempie. To przemysł, gdzie urządzenia takie tworzą rozproszone sieci sensoryczne dostarczające informacji do aplikacji typu big data w celu przewidywania awarii, zdalnych pomiarów i diagnostyki. Kto wie, może ten sukces wynika właśnie z tego, że klienci z tego obszaru są wymagający od strony technicznej i zainteresowani rzeczywistymi korzyściami finansowymi, a nie otwieraniem furtki aplikacją w telefonie.
Robert Magdziak