Samochody elektryczne - co sprzyja ich upowszechnianiu?
| Gospodarka ArtykułyWedług Bloomberg New Energy Finance w 2016 roku, w porównaniu do 2015, sprzedaż samochodów elektrycznych wzrosła o 60%. Na przykład w Stanach Zjednoczonych jedno auto na każde 150 nowo sprzedanych pojazdów było zasilane prądem elektrycznym. W 2040, zgodnie z przewidywaniami BNEF, samochody tego rodzaju stanowić będą 35% wszystkich globalnie sprzedanych aut. Obecnie ich udział wynosi zaledwie 0,1%.
Rynek samochodów elektrycznych będzie się rozwijał dynamicznie, gdyż ich parametry użytkowe będą się poprawiać, a ceny spadać. Niektórzy uważają, że dzieje się tak, ponieważ są to w zasadzie gadżety, a w tym segmencie postęp technologiczny jest zawsze szybki. Sztandarowym przykładem takiej tendencji jest elektronika użytkowa.
Jeśli zaś chodzi o cenę, to producenci aut elektrycznych, dotychczas nakierowani na klientów o zasobniejszych portfelach, coraz bardziej interesują się również tymi, których nie stać na dobra luksusowe. Na popularyzację samochodów elektrycznych składa się zatem wiele powodów. W artykule przedstawiamy najważniejsze z nich.
Jak się zmieniają ceny baterii?
Odkąd rynek aut elektrycznych jest analizowany, za jeden z ich najsłabszych punktów uważane są baterie, a dokładnie duży stosunek ich ceny do pojemności. Ma on bowiem decydujący wpływ na cenę pojazdu oraz długość drogi, którą można nim przejechać pomiędzy kolejnymi doładowaniami, czyli to, co najbardziej interesuje kupujących.
Od pewnego czasu jednak ceny baterii stale spadają. W minionym roku zanotowano spadek o 35%. Wzrasta też ich pojemność, i to w tempie znacznie szybszym, niż wcześniej prognozowano. Przewiduje się, że jeżeli tendencja ta utrzyma się, już w ciągu następnych dziesięciu lat zostanie przekroczona wartość do tej pory uważana za graniczną, czyli 150 dolarów za kWh. Samochód z taką baterią będzie miał zasięg do 800 km.
Od niszy do rynku masowego
Ponadto dzięki temu ceny tych aut staną się przystępne. Można oczekiwać, że w dalszej przyszłości, biorąc pod uwagę całkowity koszt, czyli cenę zakupu i koszty paliwa przez cały okres użytkowania samochodu elektrycznego, staną się one nawet konkurencyjne, w porównaniu do cen ich spalinowych odpowiedników.
W 2040 roku samochód elektryczny o dużym zasięgu ma kosztować nawet mniej niż 22 tysiące dolarów. Dla porównania nowy samochód spalinowy średniej klasy kosztuje obecnie około 33 tysięcy dolarów.
Dzięki większemu zasięgowi oraz niższej cenie charakter rynku pojazdów elektrycznych zmieni się z niszowego na masowy. Ta perspektywa zachęca producentów do prac nad autami przeznaczonymi do powszechnej sprzedaży, czyli o cenie porównywalnej z autami spalinowymi, którymi będzie można pokonać odległość co najmniej 300 km pomiędzy kolejnymi doładowaniami.
Nad czym pracują producenci?
Działania w tym kierunku podejmują nie tylko firmy, które specjalizują się w produkcji pojazdów elektrycznych, jak Tesla, ale i inne. Większość czołowych producentów samochodów spalinowych, m.in. Volkswagen oraz General Motors, ogłosiła już nawet, że do 2020 roku wprowadzi na rynek co najmniej jeden model tego typu.
Wiosną 2016 roku Tesla poinformowała, że z końcem 2017 roku zamierza rozpocząć produkcję samochodów elektrycznych z serii Model 3. Ich zasięg będzie wynosił ponad 300 km, a do 100 km/h mają przyspieszać w około 6 sekund. Pojazdem, który ma kosztować 35 tys. dol., będzie mogło podróżować pięć osób. Na 2019 rok Tesla zaplanowała także premierę nowego modelu z serii Roadster, którego cechą wyróżniającą będzie szybkość. Do 100 km/h auta w tej wersji mają przyspieszać w czasie krótszym niż 3 s.
General Motors również ma w planach model o zasięgu powyżej 300 km. Chevrolet Bolt EV ma kosztować około 30 tys. dolarów. Z kolei w 2018 roku ma się rozpocząć produkcja elektrycznego SUV-a Audi o zasięgu powyżej 450 km.
Ile modeli aut elektrycznych przybędzie?
Od 2020 roku zacznie się produkcja modelu Porsche Mission E o zasięgu również powyżej 450 km, którego baterię będzie można naładować do 80% całkowitej pojemności w około 15 minut. Do 100 km/h auto to ma się rozpędzać w 3,5 sekundy. Łącznie Volkswagen zamierza do 2020 roku wprowadzić do sprzedaży ponad 20 modeli aut elektrycznych.
Na rynek samochodów elektrycznych planują także wejść, do 2018 roku, producent luksusowych aut, firma Aston Martin oraz, w 2019 roku, Volvo. Ta druga zakłada, że już rok później 10% jej globalnej sprzedaży będą właśnie stanowić samochody tego typu.
Z tego wynika, że upowszechnienie się pojazdów elektrycznych przełoży się na różnorodność ich modeli. W 2010 roku był dostępne tylko dwa, a obecnie ich liczba wzrosła do 25, z czego w 2016 roku powstało 16. Jak się przewiduje, w ciągu kolejnych trzech lat liczba modeli pojazdów elektrycznych podwoi się, a nawet przekroczy 50.
Dostępność stacji ładowania
Jedną z barier hamujących upowszechnianie samochodów elektrycznych jest mała liczba stacji ich ładowania. W związku z tym kierowcy takich aut w większym stopniu niż prowadzący pojazdy spalinowe odczuwają niepokój związany z tym, że samochód nagle się zatrzyma. Ci drudzy zapas paliwa mogą bowiem zazwyczaj uzupełnić tuż za przysłowiowym rogiem. Kierowcy pojazdów elektrycznych nie mają pod tym względem aż tyle swobody.
W tym zakresie stopniowo jednak następują zmiany, a plany na przyszłość są bardzo obiecujące. Różne instytucje rządowe, operatorzy sieci energetycznych i prywatne przedsiębiorstwa inwestują w stacje ładowania samochodów elektrycznych w różnych ogólnodostępnych miejscach, takich jak zakłady pracy, osiedla mieszkaniowe, uczelnie i inne charakterystyczne punkty miasta.
Na przykład w Kalifornii, gdzie instytucje rządowe postawiły sobie za cel, żeby w 2023 roku po drogach tego stanu poruszał się co najmniej milion samochodów elektrycznych, jedna z firm energetycznych działających na tym terenie zamierza na początek zbudować 1,5 tysiąca stacji ładowania aut tego typu. W przyszłości, docelowo, liczba tych obiektów powstałych z inicjatywy tego przedsiębiorstwa ma przekroczyć 28 tysięcy. Inna firma, też zarządzająca siecią energetyczną na tym terenie, zamierza zbudować 3,5 tysiąca takich stacji.
W rozbudowę sieci stacji ładowania samochodów elektrycznych angażują się również producenci aut, na przykład firmy BMW i Volkswagen. Producenci pojazdów tego typu oferują też dodatkowe usługi ich nabywcom, takie jak możliwość ich darmowego ładowania.
W stacje ładowania inwestują również firmy w ogóle niezwiązane z tą branżą. Przykładem są sieci handlowe. Jedna z nich, na terenie Stanów Zjednoczonych, w każdym ze swoich nowo zbudowanych ponad 40 sklepów zainstalowała po cztery stacje ładowania.
Co ciekawe, intencją nie była tylko chęć ułatwienia życia posiadaczom pojazdów tego rodzaju. Kierownictwo sieci handlowej doszło bowiem do wniosku, że może na tym jeszcze dodatkowo zarobić.
W zależności od typu stacji oraz modelu samochodu jego naładowanie trwa od 30 minut do nawet godziny. W związku z tym uznano, że skoro zrobienie zakupów albo zjedzenie posiłku trwa akurat przeważnie tyle samo, klienci przebywający na terenie centrum handlowego czas ten będą skłonni wykorzystać właśnie w taki sposób.
Podobnie efektywnie wykorzystać czas, jaki zajmuje naładowanie pojazdu elektrycznego, z korzyścią w tym przypadku dla jego posiadacza, pozwala dostępność stacji ładowania na terenie jego miejsca pracy. Jak pokazało badanie, które zostało przeprowadzone przez Departament Energii Stanów Zjednoczonych, pracownicy takich zakładów są dużo bardziej skłonni do zakupu auta tego typu.
Monika Jaworowska